 |
chore pretensje o to, że udawałam, kłamałam. pytania o to, co się stało, dlaczego - czemu już nie palę się do rozmów z Nim, które obiecaliśmy sobie utrzymać, czemu notorycznie nie mam dla Niego czasu, nie chcę spacerów, pojawiania się na tych samych vixach. nie rozumiał. nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeśli oderwę się od książki, prasowania, zmywania czy filmu, a zajmę się Nim - wszystko wróci. powroty bolą.
|
|
 |
obserwowałam jak się przemęcza. późnym wieczorem zamykał się w czterech ścianach, wiązał rękawice na rękach i walił w worek treningowy, wylewając wszystko to, co czuł. każdego ranka pojawiał się w szkole, przesączony najlepszymi perfumami, z zadziornym uśmiechem na ustach. zgrywał się. omiatając swoim głosem, słowami kolejne laski, zapominał o wymazywaniu bólu ze spojrzenia. codzienne trenowanie by nie mieć czasu myśleć o przeszłości, inne zdobycze by jakoś odbić swoją gorycz na płci żeńskiej - żeńskiej, bo ja do niej należałam, ja złamałam Jego serce. wojownik, chciał rewanżu.
|
|
 |
Są tacy ludzie, którzy potrafią odmienić nas i nasze życie nie używając słów krytyki, rozkazów , nakazów, zakazów… Po prostu są z nami, są przy nas w chwilach szczęśliwych i tych mniej radosnych… Gdy popełniamy błędy, nie mówią: „ a nie mówiłem…” tylko ściskają naszą dłoń i przytulają mocno. Czasem po prostu wystarcza ich obecność, ich uśmiech i przyjazne spojrzenie. Nawet, gdy mają inne poglądy niż my, nie narzucają nam swojego zdania… kiedy popełniamy jakieś głupstwo mówią otwarcie o tym co myślą dając nam do zrozumienia, że nie postępujemy właściwie. Czasem ich milczenie uczy nas więcej niż długotrwałe umoralnianie osób, które chciałyby rządzić nami i kierować naszym życiem nie umiejąc przeżyć własnego…
|
|
 |
|
To pieprzone rozczarowanie, kiedy szukasz go na szkolnym korytarzu, a okazuje się, że nie przyszedł dziś do szkoły.
|
|
 |
z perspektywy Jego ramion wszystko wydawało się lepsze. powiedzmy te płatki śniegu nie były puchem lepiącym się do ubrań, a wyimaginowanymi gwiazdkami, które opadały Mu na włosy. stawanie na palcach kończyło się całusem, a nie pudłem spadającym z regału na głowę. niemiecki przestał być nie do przejścia, gdy między licznymi regułkami, rzucał różniące się pytanie - z propozycją pójścia do kina, czy gdziekolwiek. Jego bluzy w mojej szafie, perfumy na półce pasowały równie perfekcyjnie jak On sam w moim sercu. teraz, kiedy noce utożsamiają się z ciepłym kakao i romansidłem w którym szukam naszych imion, zastanawiam się, jakim prawem zabrano mi to lepsze życie.
|
|
 |
- Gehen wir in den Tennisclub? - Tut mir leid, ich kann nicht. Ich muss Mutti helfen. Gehen wir schwimmen? - Tut mir leid, ich kann nicht. Ich muss joggen gehen. Gehen wir in den Park? - Tut mir leid, ich kann nicht. Ich muss zu Tante Olga fahren. - Gehen wir in den Park?! - Bartek, pytałeś już. - Będę namolny. Będę pytał, aż się zgodzisz.
|
|
 |
mam pistolet, dwa naboje i nas dwoje
|
|
 |
|
Wiem jak to jest stracić osoby, które były całym twoim światem, wiem jak to jest pokochać kogoś, ale bez wzajemności, wiem co to znaczy
przyjaźń czy miłość, wiem jak to jest zaliczyć zgon na melanżu i to porządny, wiem jak to jest poczuć pierwszy buch w ustach, wiem jakie to
uczucie, być prawie drugą nogą na tamtym świecie przez przedawkowanie, więc nie pierdol mi, że nic nie wiem o świecie. [ jakaschiza ]
|
|
 |
uwielbiam jak ktoś bawi się moimi włosami, zieloną herbatę z opuncją figową, truskawki z bitą śmietaną, facetów z zielonymi patrzałkami i lekkim zarostem, książki, naleśniki, długie pocałunki. z tym, że widzisz, od jakiegoś czasu ilość gości o podanym opisie, zawęża się do jednego - Ciebie, truskawki, herbata, naleśniki smakują dobrze wyłącznie przy Tobie, a wymarzone wieczory to te, kiedy zawijając sobie na palce moje włosy, cytujesz Zafóna, a potem w formie przypieczętowania stykasz swoje wargi z moimi.
|
|
 |
pamiętasz tamten dzień, noc właściwie? zmartwienie stanowiła tylko pusta butelka po wódce, która była jedynym antidotum na uczucia. przez kilka godzin nic nas nie zabijało.
|
|
 |
mama? jest moim skarbem. to Ona nosiła mnie 9 miesięcy pod sercem, uczyła chodzić, pisać, mówić. to Ona ocierała łzy, podczas pierwszej nieudanej próby na rowerze. ta kobieta znosi wszystkie awantury w domu, krzyczy' karolina, uciekaj', kiedy ojciec idzie do mnie z łapami, chociaż dobrze wie, że nie ucieknę bez Niej. to Ona codziennie robi kanapki do szkoły mi i kumplom, zostawia rękawiczki na stole, żebym nie zapomniała. rozmawia o wszystkim, wie o wszystkim. i zajmuje pierwszą pozycję w moim sercu. od zawsze na zawsze. /k_j
|
|
 |
nie potrzebowała dużo czasu, by rozeznać się w sytuacji. wchodząc do mojego pokoju, rzuciła torbę na łóżko, a wyłapując wydobywającego się z głośników rocka, wypaliła tylko: - znów smutamy, mam rozumieć? zakatujesz się, dziewczyno. - zakrywając emocje w półuśmiechu z wyrzutami przyznałam przed sobą, że mimo podświadomych obietnic, nie tylko przywoływałam wspomnienia tymi utworami, ale co wieczór, znów otulałam się kocem i pozwalałam by łzy, kolejne łzy których był dziełem, skapywały do kubka z kawą.
|
|
|
|