 |
lepiej byłoby , gdyby matka rzeczywiście mnie usunęła będąc w ciąży . zobacz , jakby było pięknie . Ty byś nigdy mnie nie poznał , nie cierpiał , nie ciął się , nie pił do nieprzytomności tylko dlatego , że znów się pokłóciliśmy , rodzice mieliby święty spokój , mama nie płakałaby po cichu , bo znów ją zawiodłam , najbliżsi przyjaciele nie musieliby znosić moich wiecznych wahań nastrojów , sąsiedzi nie narzekaliby , że znów włączyłam muzykę za głośno .. nawet pies cieszyłby się z tego , że w końcu nikt na niego nie podnosi głosu . ale niestety , mama tego nie zrobiła , więc muszę radzić sobie sama . nie mam na tyle cholernej odwagi , żeby połknąć garść tabletek , popić alkoholem i spaść w wieczną otchłań . starczy mi tylko niebezpieczne wychylanie się przed pasami w czasie czerwonego światła , mając nadzieję , że w końcu mnie coś pierdolnie na amen .
|
|
 |
stałam na środku ulicy , jakiś mężczyzna przykładał mi pistolet do głowy. strzał padł , obudziłam się. odczytałam sms'a od Ciebie " przykro mi , ale to już chyba koniec .. " później mi się przypomniało. chłopak był cholernie podobny do Ciebie i zamiast w głowę , trafił prosto w serce.
|
|
 |
już nie piszesz. przyzwyczaiłam się. ale to, że spoglądam na Twój status co chwila to już inna bajka.
|
|
 |
jadę autobusem , słuchawki na swoim stałym miejscu , muzyka w uszach dudni , a ja ogarniam wzrokiem świat znajdujący się za tą brudną szybą. szukam w nim Ciebie.
|
|
 |
wcale nie chodziło o to by zrozumiał. nie tylko o to. ja chcę , żeby on przy mnie był. żeby się o mnie troszczył. chcę istnieć w jego świadomości jako ktoś więcej niż dziewczyna na sobotni wieczór.
|
|
 |
wyrwał jej parasolkę z dłoni i kazał się gonić w deszczu. jej trampki tonęły w kałużach , a włosy kręciły się na wszystkie możliwe strony. - jesteś bezlitosny ! - wykrzyknęła z dziecięcym wyrazem twarzy. podbiegł do niej i czule całując w czoło , wręczył parasolkę do dłoni. wziął ją na ręce. niósł ją tak przez całą drogę , aż doszli do jej domu. ściągnął delikatnie jej trampki i położył na kaloryferze. wziął ręcznik i zaczął bezszelestnie wycierać jej włosy. - przepraszam, kochanie. - powiedział , patrząc jej prosto w oczy. - chciałem Cię przygotować .. - na co.? wykrztusiła z niezrozumieniem , wypisanym na twarzy. - na moje odejście. - wyszeptał , spuszczając swój speszony wzrok. - na co.?! - zaczęła krzyczeć. - spokojnie , kochanie. to był sprawdzian. oblałaś. nie poradzisz sobie beze mnie , zostaję. - odetchnęła z ulgą. wtulając się w Jego muskularne ramiona , wyszeptała , że jeszcze jeden taki numer , a osobiście go zabije. tak dla sprawdzianu.
|
|
|
|