|
"Huśtawką nastrojów zabiłaś go, mała. Gdy bujał się w tobie tyś się wahała"
|
|
|
Dzień 16.
Jest mi tak bardzo wszystko jedno, że dziś nawet nie próbowałam wstać z łóżka. Nie odsłoniłam zasłon i nie wiem czy było słońce czy padał śnieg. Obojętne mi to.
|
|
|
Dzień 14.
Prosiłam o Niego. Dostałam siłę by pozwolić mu odejść.
|
|
|
Dzień 11. Myślałam, że znaczę więcej. Że jestem warta więcej. A przez dwa tygodnie utrzymano mnie w przekonaniu, że jestem nikim. Oczekiwałam więcej. Myślałam, że własna matka o mnie zawalczy, że zrobi cokolwiek żebym poczuła się lepiej. Nie znalazła czasu żeby zapytać jak się z tym wszystkim czuje, nie znalazła czasu żeby wsadzić mnie na chwilę do samochodu, nie znalazła czasu... Oczekiwałam więcej. I to chyba jest to co boli mnie najbardziej. Co uczyniło mnie wrakiem. Nie sam wypadek, a to co stało się później...
|
|
|
Dzień 10. To całe pierdolenie o bezinteresownej pomocy, miłości i szczerych chęciach jest gówno warte. I nie ważne czy masz przyjaciół, czy kochającą matkę. Pomoc nie jest koniecznością, pomoc jest łaską. I musisz być wdzięczna. Bo nikt nie rozumie tego, że to że nie możesz sama to nie znaczy że pragniesz pomocy. Pragnę ciszy i samotności. Chcę żyć jak przed wypadkiem i szkoda że nikt tego nie rozumie że nie potrzebuję łaski tylko pomocy. Dało mi to do myślenia bo wiem że jak będę mogła to już przenigdy o pomoc nie poproszę
|
|
|
Dzień 9. Jesteśmy. Ja i nadzieja. Siedzimy w ciemnym pokoju oczekując lepszego jutra. Dzisiaj chyba to nie ważne czy Go kochałam, czy nie. Czy On mnie kochał. Pokazał mi coś innego. Pozwolił mi się zgubić. A teraz ja muszę się sama odnaleźć...
|
|
|
Dzień 8. Przeszłam przez ciemność. Doszłam do dna. Nie widziałam nadziei. Szukałam czegokolwiek, pomocy w samotności. Z dna szuflady wyciągnęłam różaniec. I choć nie wierzę. Ściskałam go w dłoni i błagałam Matkę Boską o nadzieje, o siłę, o cokolwiek. I przyszła. Nie wiem czy to zbieg okoliczności, magia czy coś jeszcze innego, coś ponad ten cały syf...
|
|
|
Dzień 6. Leżę. Nic się nie zmieniło. Dzisiaj nie daję sobie rady z bólem. Wiem, że się nie odezwiesz, ale zupełnie nie przeszkadza mi to, że czekam, a od czekania wykręca mnie na drugą stronę. Chcę mi się wyć. Uspokaja mnie trochę zielone światełko na FB. Nie umiem znieść tego, że jesteś zaledwie kilka kilometrów ode mnie i nie chcesz przyjść. Nawet teraz. Chcę abyś już wyjechał. Żebyś układał sobie to życie. Twoja nieobecność gdy jesteś paraliżuje mnie.
|
|
|
Dzień 5. Chciałam wierzyć że to między nami było warte więcej. Chyba najgorsze są te miłości "zapałkowate". Te, które zaczynają się po alkoholu i są na 200%. 200% emocji, wrażeń, przygód, bycia ze sobą, tlenu w płucach, szczęścia, śmiechu, poznawania się. i gasną. szybko. jak zapałka. Nagle robi się ciemno i zimno, a pudełeczko jest puste. A ja zostałam jak ta "dziewczynka z zapałkami" tylko, że plan od początku był kiepski. Nie da się przeżyć zimy ciepłem zapałki...
|
|
|
Dzień 4. Wyszłam z szoku. świat nie stał się lepszy. Nie otworzyły się nowe perspektywy i nie uwierzyłam w Boga. Leżę samotna w pustym mieszkaniu, dochodzę do siebie. Ból jest moim najmniejszym problemem, przypomina mi tylko, że żyję. Najbliżsi okazali się fałszywi, i nadal tęsknie za nim, Nic się nie zmieniło. Życie nie jest nagrodą, jest karą bo leżysz w pustym pokoju i masz świadomość każdego błędu, porażki...
|
|
|
Dzień 1.
Wyszłam ze szpitala. Wsiadłam do samochoodu. Zima jest piękna.
|
|
|
Dźwięk gniecionej blachy zapamiętam do końca życia. Smród spalenizny, wyciekającej benzyny, krzyk. Sekunda, dwie, trzy... Pogotowie, policja, strach, szpital, połamane kręgi... Wiem, że nie zasłużyłam. Wiem, że mam ogromny dług do spłacenia. Od dziś świeczki na torcie dmucham dwa razy w roku.
|
|
|
|