 |
Każdy w jakimś zakątku swojej duszy wie aż nadto dobrze, że samobójstwo jest wprawdzie wyjściem, ale przecież tylko jakimś wyjściem nędznym, nielegalnym, zapasowym, i że w zasadzie szlachetniej i piękniej jest dać się pokonać przez samo życie niż ginąć z własnej ręki.
|
|
 |
Im więcej mówię, tym mniej wiem. Słowa są tak nieostre, przemieniają wszystko w kłamstwo, a potem kłamstwo staje się już nową prawdą i nie wiem już nic, niczego nie jestem pewna.
|
|
 |
Często najlepsze chwile w życiu to te kiedy nic nie robisz, tylko zastanawiasz się nad swoim istnieniem, kontemplujesz różne sprawy. I tak kiedy na przykład mówisz, że wszystko nie ma sensu, to nie może do końca nie mieć sensu, bo przecież jesteś świadom, że nie ma sensu, a Twoja świadomość braku sensu nadaje temu jakiś sens. Rozumiecie o co mi chodzi? Optymistyczny pesymizm.
|
|
 |
Znów owinęłam się szczelnie w swoją własną osobowość.
|
|
 |
Żyję niby na krawędzi snu w zamglonym, pogmatwanym, niewyraźnym świecie, w szarej strefie między światłem i ciemnością, snem i jawą, życiem i śmiercią. Przypominam stary zegar, który wciąż chodzi, mimo że nie wskazuje prawidłowo godzin, wskazówki ma pogięte, tarczę pozbawioną cyfr, a mechanizm naśladujący głos kukułki zardzewiały i zepsuty - stary, zdezelowany zegar, który nadal tyka i z którego nadal wyskakuje kukułka, lecz to już nic nie znaczy.
|
|
 |
Chodź, bólu, nasyć się mną. Zatop kły w moim ciele. Rozszarp mnie. Chcę jawności i przemocy, i chcę się roztrzaskać jak kamień o skały.
|
|
 |
Nie lubię luster, które pokazują moją prawdziwą twarz. Gubię się wtedy w sobie, rodzi się we mnie ta okropna przepaść. Często spadam w tę pustkę. Nienawidzę tego. Dlatego muszę ostrożnie stawiać stopy, żeby nie spaść z krawędzi świata w nicość. Muszę uderzać ręką w jakieś twarde drzwi, żeby przywołać się z powrotem do ciała.
|
|
 |
Ach te drzazgi nadziei, które od czasu do czasu kują mnie w serce, bardziej bolesne niż sama rozpacz.
|
|
 |
Czuje nienawiść do własnej osoby, do swojej bezsilności, do dręczącego ją bólu w całym ciele. Rozmyśla. Gardzi sobą za tę bezsilność, a jednocześnie doznaje w stosunku do siebie uczucia litości. Nie może powstrzymać łez, tylko przyśpiesza ich spływanie po policzkach. Zakrywa twarz kołdrą, aby nie widziano jej płaczu, tego zupełnego upadku człowieka. I tam pod kołdrą zanosi się łkaniem.
|
|
 |
Gdyby serce mogło myśleć, przestałoby bić.
|
|
|
|