 |
za szczęście. które kiedyś, kurwa, w końcu odnajdę.
|
|
 |
powiedziałabym Ci tak wiele, gdybyś ciągle był mój. niestety - nie jesteś. i za każdym razem, gdy Cię widzę, takie naturalne wydaje mi się podejść i wtulić twarz w Twoją klatkę piersiową szepcząc jak bardzo tęskniłam. na szczęście szybko potrafię się otrząsnąć. ale tak naprawdę nadal nie mogę pojąć w jak łatwy sposób z nas zrezygnowałeś i dlaczego z każdym dniem brakuje mi Ciebie bardziej niż wczoraj.
|
|
 |
muszę coś ze sobą zrobić. kogoś poznać, zająć się czymś nowym, zmienić coś. muszę unikać samotności, nudy i nocnych wspomnień wspólnej przeszłości. zacząć żyć nie rozpamiętując, bo inaczej udławię się tą pieprzoną miłością.
|
|
 |
Że boli i że ludzie kaleczą głębiej niż dawniej, opowiem Ci jak wrócisz.
|
|
 |
Widzisz jej spojrzenie? Przesiąknięte jest smutkiem, tęsknotą, czymś, czego pragnie ponad wszystko, coś, czego nigdy nie będzie miała.
|
|
 |
i znowu przebudzam się ze snu w dzień, i widzę Ciebie. na nowo Cię mam. dochodzę do świadomości jaki mamy obecnie czas, a na mojej klatce piersiowej znowu pojawia się ten głaz uniemożliwiający oddychanie. brakuję mi Cię. ten żal wypełniający mnie od wnętrza, zamarzający moje serce. przerażający strach przed stratą czegoś, co już się straciło.
|
|
 |
i znowu przebudzam się ze snu w dzień, i widzę Ciebie. na nowo Cię mam. dochodzę do świadomości jaki mamy obecnie czas, a na mojej klatce piersiowej znowu pojawia się ten głaz uniemożliwiający oddychanie. brakuję mi Cię. ten żal wypełniający mnie od wnętrza, zamarzający moje serce. przerażający strach przed stratą czegoś, co już się straciło.
|
|
 |
któregoś wieczoru pękł jak najzwyklejsza bańka mydlana. to nie było w jego stylu. potrafił zamaskować uśmiechem wszystkie wołania serca, czy rany jakie tliły się w jego duszy. nie okazywał uczuć, bojąc się o wyciekniecie informacji jak dziecko przed przed ciemnością. zawsze nosił tą arogancką maskę ze śmiałym 'cześć' na ustach. aż do tego momentu. do tej ósmej dwadzieścia pięć kiedy z bezradności stłukł kubek, a w oczach pojawił się ból. szczery i tak ogromny. nie mówił nic. nie musiał. rozumiałam go bez żadnych zbędnych słów. ignorując własną dumę i opinie przytulił się wołając niemo o pomoc. ja zawzięcie tuliłam go do swojej koszulki czując się w końcu potrzebna, jednocześnie walcząc z uniesieniem jego brody i zasmakowaniem tych cholernie intrygująco wyciętych warg.
|
|
 |
więc tak to się kończy? głupie 'cześć' rzucone mimochodem? kilka grzecznościowych zdań, zupełnie bez znaczenia, mimo że nasz świat właśnie dobiegał kresu? niby obojętny buziak w policzek, który tak boleśnie uświadamia jak daleko od siebie już jesteśmy. a kiedyś.. miniemy się na ulicy, tak bez słów, bez spojrzenia, nic nie mając sobie do powiedzenia. zupełnie bez znaczenia.
|
|
 |
Łomotanie serca, ucisk w gardle, łzy.. I proszenie Boga o zabranie mnie już stąd. Nie ma go, nie ma i mnie. Nie istnieje bez niego. Nic nie wypelni pustki.
|
|
 |
masz obok siebie kogoś istotnego. osobę, dzięki której każdego dnia poranny papieros smakuje o niebo lepiej, a Ty nie masz ochoty zanosić się płaczem, kiedy po przebudzeniu siadasz na brzegu łóżka. osobę dla której używasz perfum, na które musisz odkładać miesiące, tylko dlatego, że raz prymitywnie wspomniała, że 'nieźle pachną'. osoba, która jest. oddycha, nadążając za Tobą. nigdy przed Tobą, zawsze obok Ciebie. i właśnie wtedy nadchodzi wieczór, kiedy ta osoba odchodzi. a Ty? a Ty tęsknisz za głupim biadoleniem odnośnie ubierania kapci, podczas chodzenia po zimnym parkiecie.
|
|
 |
nic nie zabolało mnie bardziej jak moment, kiedy palcami zgasił palącą się świeczkę, mówiąc przy tym, że muszę wziąć z niego przykład. szkoda, że kiedy podniosłam pełna gotowości dłoń, uświadomił mnie, że miał na myśli moje uczucia, a nie płomień tej cholernej świeczki, która odbijała się w jego tęczówkach jak na jakimś ckliwym romansidle. miałam ochotę rzucić nią mu w twarz, no ale nawet w takiej sytuacji nie miałam serca oszpecić jego ślicznej buźki.
|
|
|
|