|
osiemnastego sierpnia była kolejna rocznica. minęło już tyle lat. myślałem, że będzie łatwiej. szczególnie w tym roku. bo myślałem, że w końcu mam Ciebie. nie mogło być jednak tak pięknie. wieczorem przy oświetlonym od zniczy grobie jak zwykle siedziałem sam. kolejny raz płakałem, gdy nikt nie widział. powiedziałem Ci wszystko, Mamo. czułem, że mnie słuchasz. że trzymasz dłoń na moim ramieniu, mówiąc że wszystko będzie dobrze. w tym momencie czułem taki spokój. nawet nie tęsknotę, czy ból. po prostu błogość tej chwili, ta pustka, ta nicość - tylko to było wówczas w mym sercu. wracając do domu byłem pełen optymizmu. w domu usłyszałem jednak słowa 'kurwa', 'chuj', 'pierdolony'. wtedy zamknąłem się w pokoju, otworzyłem piwo, najpierw jedno, później setę, drugą, piąte piwo. zajebałem się sam. wyszedłem się przejść, zataczając się, wypalając entą fajkę, znowu rycząc jak dziecko. miałem dość. ale wróciłem. bo Oni wszyscy są, a ja jestem dla nich ważny. nie chcę, żeby i oni mnie znienawidzili
|
|
|
Daj mi młodość bez krzywych luster, białych recept. Daj mi siłę i odwagę, które zabił stres. Albo daj mi święty spokój, zerwij ze mną więź.
|
|
|
Do Mamy. Jego żony. Tam nas nie znajdzie. Będziemy szczęśliwi. A on niech sobie radzi. Skoro i tak jestem dla niego problemem. Nie widzę przeszkód. Może wtedy usłyszałbym od niego w końcu to, co chcę usłyszeć całe życie. Te parę słów. Może wtedy. Wtedy będę dla niego idealny. Perfekcyjny. Najlepszy. Codziennie będzie przy mnie. Będzie tęsknił. Płakał. Może wówczas mnie pokocha. Może. Bo i tego nie jestem pewien. Jak mam go kochać? Jak mam być dumny z takiego ojca? Jak mam się go nie bać? Jak mam z nim szczerze pogadać? Tak bardzo się starałem, żeby było dobrze, ale teraz zaczynam dostrzegać, że moje starania nie przyniosą nigdy efektu. Powinienem chyba przestać. W końcu i tak nikt tego nie docenia. Nie potrafię jednak. Zawsze pozostanę tym skurwielem, nieudacznikiem, pedałem, idiotą, alkoholikiem... Może tak właśnie jest? Czy nie? ( cz. 2)
|
|
|
Jak mam go kochać? Jak mam przy nim trwać? Jak? Skoro jestem dla niego skurwielem, szczeniakiem, pedałem, alkoholikiem, idiotą, nieudacznikiem.... można by wymieniać w nieskończoność, a to i tak tylko najdelikatniejsze określenia. Wymachiwanie nożem, groźby, ciągnące się kłótnie. Nienawidzę przy nim stać. Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Nawet nie mamy o czym. Tylko dlaczego zawsze po paru dniach milczenia, ciągłych docinek, ja tak po prostu wybaczam? Bez żadnego przepraszam czy dziękuję z jego strony? Czy on naprawdę nie widzi tego, ile dla niego poświęcam? Może nie jestem idealny. Na pewno taki nie jestem. Tyle tylko, że każdy normalny człowiek rzuciłby to wszystko w cholerę, spakował się, wyjechał i zostawił za sobą. Tylko, że nie mogę tego zrobić ze względu na resztę. Nie mogę ich zostawić. Lepiej, gdy wyżywa się na mnie. Ja to jakoś zniosę. Znosiłem tyle lat. Wytrzymam kolejne. Mam nadzieję. Albo to zakończę. Odejdę. Gdzie już na pewno mnie nie znajdzie. ( cz. 1)
|
|
|
chyba jest mi pisane tak po prostu bezwarunkowo cierpieć, wzdychać do Ciebie, aż moje serce pęknie z żalu, a tęsknota wypełni moje żyły tamując krew. ale tak chyba będzie dobrze. tak będzie dobrze dla Ciebie.
|
|
|
obejrzałem na nowo film, który Ci poleciłem, który tak bardzo Ci się podobał. i wiesz co? to trochę nasza historia. tyle, że w naszym wypadku nie było happy endu. jednak wciąż czekam. niczym główny bohater tego filmu. na Ciebie. na szczęśliwe zakończenie. na pocałunek.
|
|
|
od urodzenia byłeś taki szczęśliwy. wiecznie wymalowany uśmiech na Twojej twarzy rozbawiał wszystkich wokoło za każdym razem, gdy ktoś miał gorszy dzień. czy wujek, czy babcia, czy brat - wszyscy ulegali tej beztrosce. aż nagle coś się zmieniło. obudziłeś się. wstałeś. zszedłeś na śniadanie ze skwaszoną miną. ale nie taką jednodniową, bez powodu, lub bo powód był błahy. coś pękło wtedy. obudziłeś się z sekretem. trzymanym już na zawsze w sercu i głowie. i tak trwasz. i trawi Cię on od środka. i wtedy stałeś się kimś innym. i wtedy zaczęło przytłaczać Cię życie. ludzie dookoła przestali Cię rozumieć. a Ty z każdym dniem zacząłeś się coraz mniej uśmiechać. obyś wytrzymał. obyś odnalazł na nowo swoje szczęście. obyś zawrócił z tej ścieżki.
|
|
|
napisz do cholery. zadzwoń. proszę. spotkajmy się i zapomnijmy. tylko tyle potrzebuję. czy aż tyle?
|
|
|
Nie zapomnę o Tobie. To jest pewne. Nie od razu. Nie wiem czy w ogóle. Teraz wydaje mi się, że nie dam rady. Ale chyba będę musiał. Bo nic się nie zmienia. Wydaje się to takie niemożliwe. Zbyt trudne. Ja nie chcę w ogóle tego robić. Bo Cię kocham. Bo się zakochałem jak głupek. Bo tak dawno nie czułem tego uczucia. Przecież nie mogę tak po prostu z Ciebie zrezygnować? Przecież muszę zawalczyć? Muszę udowodnić jak bardzo mi na Tobie zależy!
|
|
|
Będzie dobrze. Będzie! Musi być! Wrócisz! Zostaniesz! Będziemy szczęśliwi! Uśmiechnięci! Spragnieni życia. Zapalimy jeszcze wspólnie niejedną fajkę, wypijemy niejednego drinka. Obejrzymy razem niejeden serial. Nie raz i nie dwa spojrzymy sobie jeszcze w oczy i powiemy kocham. Tylko wróć. Wybaczam Ci. Wróć, proszę. Przecież to musiało być prawdziwe. Czułem to. Nadal czuję. To nie mogło być iluzją, jednym wielkim kłamstwem. Nikt nie potrafi tak dobrze kłamać przecież. Wróć. Kochaj. Przytul. Pocałuj. Przyjdź. Zapukaj kolejny raz i nawet jak nie otworzę, wejdź, zostaw swoje rzeczy i zostań. Na zawsze. Wróć, proszę!
|
|
|
Jak mam pozbyć się tego smutku z serca? Jak mam dalej żyć po tym wszystkim? Jak mam pozbyć się tych wszystkich złych myśli z głowy? Czemu to jest takie trudne? Czemu nie potrafię? Czemu tyle czasu dawałem radę, a teraz znowu nie potrafię?
|
|
|
|