 |
A kiedy się uśmiechasz, rób to tylko dla mnie . ;*
|
|
 |
"Niektórzy są głupi, chcą się zabić
Sam zrozumiałem jak bardzo człowiek może być słaby
Wszystkie wady tego świata tworzą moją poezje
Więc wylałem frustracje nagrywając bezdech
To bezsens chłopaku mimo całego syfu
Nie rób sobie krzywdy przez rzeczy na które nie masz wpływu.
Bo depresja jak tyfus niszczy społeczeństwo
I niektórzy poddają się tej dziwce zbyt często"
|
|
 |
obiecaj że jutro będziemy w sobie zakochani.
|
|
 |
niewątpliwie kiedyś nadejdzie dzień, gdy los znudzi się już bawieniem moimi uczuciami. chwila stanie w miejscu, rany się zabliźnią, ślady błędnych kroków zarosną się nieśmiałymi stokrotkami. uparte słońce w końcu pośle na ziemię parę promieni, chmury się rozstąpią, nad głową zobaczę świeży błękit nieba. wstanie dzień obudzony śpiewem skowronka, a ja tak po prostu uśmiechnę się do życia i wyciągnę rękę na zgodę ze światem. miłość jak feniks, powstanie z popiołu, wrócisz i już nigdy nie odejdziesz. obiecaj, że to nie sen.
|
|
 |
idę przed siebie. sama nie wiem gdzie, ale czuję, że muszę się poruszać. stawiam niedbale nogę za nogą nie mając pojęcia, gdzie zaprowadzi mnie droga, którą sama wytyczam. oczy zasłonięte gęstą mgłą łez nie widzą nic wokół, nie mają wpływu na dalsze działania. wokół hałas i głuche nawoływania śmierci. wbijam paznokcie w cienką wstążkę życia, trzymam się już tylko na wiotkich nitkach szarpanych wiatrem. jestem o stopień od zapomnienia, o chwilę od zwariowania. idę na oślep, nie wiem po co, nie wiem dokąd, nie wiem czy według własnej woli. minęłam już dawno skrzyżowanie na prostą, za zakrętem zostały wszystkie marzenia, ideały, przyjaciele. czegoś szukam, na coś liczę, w coś wierzę, choć sama nie umiem odpowiedzieć sobie na pytanie co to jest. może już tylko same kroki są sensem wędrówki ?
|
|
 |
i oddałabym wszystko i to, co jest dziś, za coś, co było kiedyś. za każdą chwilę z Nimi, za każdy sen, który się spełnił. za każdy Jego uśmiech i chociaż jeden pocałunek. za przyśpieszony rytm serca i śmiech, od którego nie mogłam złapać tchu. za wspólny płacz, strach i żal, ale słuszne, bo warte czegoś, co zaistniało. za każde spojrzenie, które mogłam dostać, tak po prostu. bez żadnej ceny, ograniczeń czasowych, czy dzwonienia budzika. myśli, które wreszcie zasypiały poukładane w szufladach, serce, które nie mogło się doczekać kolejnego poranka, wschodu słońca, Jego smaku. oczy z powiększonymi źrenicami, wieczne kłótnie z rodzicami o późne wracanie do domu. tamte uliczki, szepty i skradzione księżycowi cienie nad ogniskiem. dym otaczający szarą powłoką kolorowe wiosenne ogródki wokół. śpiew rozbrzmiewający równym tonem w Naszym prywatnym rytmie. gitara, słońce i długie noce z oglądaniem banalnych filmów, z których i tak nic nie pamiętam. dni, które były życiem. a co jest teraz ?
|
|
 |
minuty, kiedy świat wysuwa się spod stóp. droga po której idziesz nagle urywa się za zakrętem. a ty stoisz, nie mogąc iść ani przed siebie, ani się cofać, ani zeskoczyć na bok. cokolwiek zrobisz i tak spadniesz jeszcze niżej, niż jesteś. więc stoisz. czekasz, aż przyjdzie ktoś, kto poda ci rękę, pomoże, uratuje. wciąż żyjesz nadzieją, że ten ktoś się zjawi. prędzej czy później, ale z tego wyjdziesz, staniesz w końcu na nogi, zaczniesz żyć. jest dobrze, dopóki nie dopuszczasz do siebie myśli, że ta chwila może nigdy nie nadejść. że może nikt tu nie dotrzeć, wcale.
|
|
 |
czy mamy w ogóle pewność, że 'zawsze' istnieje ?
|
|
 |
chyba nie warto budować wszystkiego od nowa na fundamentach rozjebanego systemu.
|
|
 |
nie chcę cię tracić, za każdym razem, gdy otwieram oczy.
|
|
 |
mes les yeux sont tes yeux.
|
|
|
|