minuty, kiedy świat wysuwa się spod stóp. droga po której idziesz nagle urywa się za zakrętem. a ty stoisz, nie mogąc iść ani przed siebie, ani się cofać, ani zeskoczyć na bok. cokolwiek zrobisz i tak spadniesz jeszcze niżej, niż jesteś. więc stoisz. czekasz, aż przyjdzie ktoś, kto poda ci rękę, pomoże, uratuje. wciąż żyjesz nadzieją, że ten ktoś się zjawi. prędzej czy później, ale z tego wyjdziesz, staniesz w końcu na nogi, zaczniesz żyć. jest dobrze, dopóki nie dopuszczasz do siebie myśli, że ta chwila może nigdy nie nadejść. że może nikt tu nie dotrzeć, wcale.
|