 |
przychodzę do domu, wypijam kubek mocnej, czarnej kawy. nie myśląc o niczym, widząc tylko przed oczami jego spojrzenie, a w uszach słysząc jego słowa. kładę się na podłogę, gnieciona ciężarem psychiki, kapie mi z serca. i tak czekam na noc, na ciemność, na sny.
|
|
 |
od jakiegoś czasu każdego dnia się to dzieje, nie trudno o zauważenie rodzicom, nauczycielom. czerwone oczy, trzęsące się, zimne dłonie, brak apetytu. niezliczone ilości wypitej wody mineralnej i zielonej herbaty, nic więcej. ciągle tylko słyszę, że chyba jestem chora, zmęczona, że mam się położyć, nikt nie pomyślał, że żadna choroba oprócz miłości nie trwa tak długo, a tu już nie pomoże sen, lekarz, szpital.
|
|
 |
zaskoczyłeś mnie, kiedy powiedziałeś, że nie możesz przestać o mnie myśleć. czyli nie muszę już czekać na 11:11 i tak dalej ?
|
|
 |
podejrzewam tylko, że nie podobałby ci się widok, gdy coś rozrywa mnie na strzępy, a łzy z oczu kapią, bez możliwości ich zatrzymania, nie zależnie ode mnie, nie zależnie od chwili i miejsca, zależnie tylko od ciebie.
|
|
 |
wczoraj po raz pierwszy od pół roku szczerze się uśmiechnęłam.
|
|
 |
stoję przed lustrem zapatrzona ze skupieniem w tusz spływający z oczu. brudne łzy raz po raz rytmicznie kapią na biały dywan. dziwię się, że wciąż ich starcza, przecież powinny dawno się wyczerpać. zepsute serce jednak nadal produkuje je ze zdwojoną ilością.
|
|
 |
|
ej, wróć ze mną do tej chwili.
|
|
 |
mam to wziąć w swoje ręce ?
|
|
 |
ciągle nie mogę uwierzyć, że prosiłeś, abym pisała. że mówiłeś, że kochasz, że rozmawialiśmy, a nie tylko mówiliśmy. ciągle boję się odrzucenia, choć dobrze wiem, że ty odczuwasz to samo.
|
|
 |
ból rysował krzywe wzory na nadgarstkach.
|
|
 |
herezje, fanaberie, paranoje i histerie.
|
|
 |
widzę, że tam że jednak wszystko zawsze było na swoim miejscu, ja zawsze byłam w twojej głowie, dalej jestem w sercu.
|
|
|
|