 |
Błędów nie zliczę, gdy podpowiadał diabeł.
Chciał podawać ręke, apel aby wszedł na Babel.
Ty idź za stadem, ja chuj na to kładę.
Nie potrzebuję fałszywych słów, doskonale daje radę.
Poczujesz karmę, bo to nie idzie w eter.
Sam wiesz najlepiej, że przyjaźni nie zakupisz w sklepie.
To nie pojęte jak zaślepia cię zazdrość.
Chodzisz pod jej dyktando, wjebany w ciężkie bagno.
Uwierz mi nie warto kopać dołków pod innymi.
Zostałeś sam, finish.
Możesz tylko siebie za to winić.
|
|
 |
Znów nie tędy droga od przyjaźni do wroga.
Ból zostaje na długo uciążliwy jak ostroga.
Bóg może da mi siłę bym zaufał Ci od nowa.
Trud, który pokonałem tylko wzmocni moje słowa.
Eliminuje tych co me imię chcą szkalować.
Jeśli ufam to na stówę w grę nie wchodzi tu połowa.
Przejechałem się parę razy, dziś nie wszystkim bym wybaczył.
Wytnę daty z kalendarzy, z głowy obrazy usunę.
Mam wstręt do zarazy jaki zesłał nasz gatunek.
Zawsze cieszą Cię porażki, bolą powodzenia cudze.
Nie ostudzę tych relacji,
nie cofnę sytuacji, więc
szanuj siostrę, brata jak szacunku nie chcesz stracić.
|
|
 |
Dzisiaj wartości zaginione jak afgan.
Ze świecą szukać, dziwna sytuacja to
pierwsza z brzegu i życie w ciągłym biegu.
Zawiść, zazdrość serdecznych kolegów.
Morda jak szmata, więc nie pierdol o szacunku.
Nie naprawi tego gość od wizerunku.
Haniebny jak sonda, nie lojalny jak brutus.
Twoje imię to Judasz, synonimy szacunku.
Historia pokazała, że nie warty nawet grosza.
Gadasz dupą, bo ci bliżej do rynsztoka.
Nie znajdziesz zrozumienia tu, gdzie zamknięte kręgi.
Znów ślad pozostał jak na ciele pręgi.
Brak moralności, widoczna będzie skaza
czyli brak tu wartości dopełnienie całości,
ale jak tu w życiu zachowana jest symetria,
trafisz z nędzy to i spotkasz tu człowieka.
|
|
 |
“Mnie trzeba strasznie, bez pamięci kochać i trzymać z całej siły. Inaczej nie ma Mnie.”
|
|
 |
Umie mnie motywować szczerze, mentalne więzienie
|
|
 |
Co jakiś czas pakuję sobie własny prezent
Że jak w przyszłości podaruję sobie będzie perfect
Chcę sobie znaleźć swoje radio na fali doznań
|
|
 |
Moje obłoki to huśtawka ludzkiego zamętu
I bujam w nich tylko jak dziecko na szkolnym apelu
|
|
 |
Dziś noszę w sobie tylko winę, tylko winę
Którą zżera pustka, nie nabieram wody w usta
|
|
 |
Wokół tyle zła, że nawet nie chce mi się moczyć tych soczewek w płynie
|
|
 |
Mam całe życie spakowane w jeden plik
To ma drugi biegun, za trudny rebus jak śmiech przez łzy
Za dużo dobrych chęci, przez to przechodzę przez piekło
Wymażę z pamięci, jakbym walczył o rolę w “Memento”
To, gdzie jestem, nadal robi mi z głowy destroy
Jestem konfliktowy, jak się pogodzić z myślą?
Że najtrwalsze wspomnienie, wszystko, co spiszę
I tak zniknie z wizji jak teleturnieje z Ibiszem
|
|
 |
Życie jak żart, emocje są prawie martwe
|
|
 |
nadal piła
Więc obojętna jej pozostała mina, pomyślała zimna
"Niech sobie dyma tego manekina ta balerina", a na razie nalej wina
Miasto nasze jest dziś i w alkoholu tu będziemy razem pływać
Obojętne co w tym klubie grane, bywa, biby nie skończymy do rana chyba
|
|
|
|