 |
pamiętam jak pierwszy raz zamknąłem oczy potykając się o stopy by poczuć dotyk, dziś działa to na nas jak antybiotyk
|
|
 |
Właściwie tylko Ty mnie znasz, i nie żyłbym gdyby nie rap
I nie kochałem innej jak Ciebie
Jak Cię poznałem miałem jedenaście lat, i przejebane, no przynajmniej tak myślałem, wierzę dalej
To uzależnienie było nam pisane
Wierzę tylko w Ciebie, w imię szczęścia,
|
|
 |
Wszyscy wokół, tacy mili, bez winy
Pytają 'co słychać?' ale nie chcą wiedzieć
Mówię cudzym głosem jak Milly Vanilli
I się nie odsłaniam, tak będzie lepiej
|
|
 |
Na moje spojrzenie w beznadziei, twój bóg mi tylko przytaknął
Twoje spojrzenie w beznadziei, ten ból to wszystko co masz
Nasze marzenia już inni mieli, są wszystkim tylko nie prawdą
|
|
 |
I pierdolony weltschmerz
Widzę wszystko czego nie chcę
|
|
 |
Ile jeszcze musimy tańczyć kiedy los tak chujowo gra?
|
|
 |
Wierzyła, że ich losy jakoś się ułożą. Choć wszyscy mówili jej, żeby wreszcie odpuściła, przestała żyć przeszłością, zamknęła ten rozdział i zaczęła nowy. Ona jednak nadal miała nadzieję. Czuła że to nie jest koniec ich historii. Wbrew całemu światu cierpliwie czekała aż wróci. I wrócił, pewnego zimowego wieczoru, gdy już powoli przestawała wierzyć. Zapukał do jej drzwi i gdy tylko je otworzyła, wiedziała po co przyszedł. Żal i skruchę miał wypisaną na twarzy. Wpuściła go do środka, jednak oboje czuli się bardzo niezręcznie. Żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę. Popatrzył jej prosto w oczy i wtedy bariery jakie ich hamowały przestały istnieć. Długo rozmawiali, powiedział jej wszystko co leżało mu na sercu. Wreszcie grubo po północy zamilkli. Siedzieli na kanapie wtuleni w siebie i do szczęścia nie potrzebowali już niczego więcej. A ona nareszcie czuła że jest we właściwym miejscu.
|
|
 |
w tym momencie mógłbyś powiedzieć jakieś ohydne ciepłe zdanie w rodzaju: byli dla siebie stworzeni
|
|
 |
weź mię, ja umrę przy Tobie, nie lubię świata
|
|
 |
czasami mi smutno i też nie mam gdzie z tym pójść
|
|
 |
ja bezradna wobec Twoich wyborów i Ty samotny żołnierz własnej armii
|
|
 |
Wracała właśnie do domu. Zatłoczony bus dawał jej się we znaki, marzyła tylko o tym by wreszcie dojechać na miejsce. Jednak z powodu jakiegoś wypadku na drodze utworzył się ogromny korek. Nie pozostało jej nic innego jak pogrążyć się w myślach i czekać aż autobus ruszy. Nagle zobaczyła rozbity samochód. Poznała go momentalnie, tak dawno nim nie jechała ale w sekundzie była pewna do kogo należy. Wysiadła z busa i podbiegła do karetki. Właśnie wnosili go na noszach. Był nieprzytomny, ale nadal tak ładny jak w chwili gdy się rozstawali.-Co z nim? - zapytała - Nie mogę pani powiedzieć, kim w ogóle pani jest? - odpowiedzieli jej sanitariusze. - Jestem jego narzeczoną. - powiedziała po chwili i mimo że wiedziała jak to zdanie jest odległe od prawdy to tylko w ten sposób mogła dowiedzieć się w jakim jest stanie.
|
|
|
|