 |
Przed oczami pojawia się tysiące, a nawet milion pytań w ciągu minuty. Chciałabym na nie wszystkie sobie odpowiedzieć, ale nie wiem nawet, gdzie zacząć szukać odpowiedzi na te niepewności, które we mnie drzemią. Cofanie się do przeszłości, do ostatnich lat, a następnie dni. Szczegółowe analizowanie ostatnich wydarzeń sprawia, że czuję dużą niepewność, jakiś niedosyt czegoś. Dziwne uczucie przebiega przez moją klatkę piersiową, jakby za chwilę coś miało się wydarzyć. Czuję, jak serce przyspiesza tempa, a ja nie jestem w stanie nad tym zapanować. Wiem jedynie, że zawładnął mną chaos, który zrodził się w mojej duszy oraz w moim sercu. Stworzył niebywały bałagan, którego nie można w ciągu paru minut posprzątać. To znowu będzie trwało długi czas, znowu będę ze sobą walczyć, ale tym razem mocniej niż ostatnio. I od nowa zacznie się walka o większą siłę na przetrwanie.
|
|
 |
I. Żyłam z Nim przez prawie dwa lata bez żadnej przerwy. Nie byliśmy cały czas razem, bo nasze związki miały często pod górkę. Były różne rozstania, próby zerwania kontaktów, ale to wyłącznie trwało parę dni. Nigdy nic się nie przedłużyło o tydzień. Nie byliśmy w stanie wytrzymać długo bez siebie. Oboje wiedzieliśmy, że nasza znajomość to prawdziwe szaleństwo, od którego nie uciekniemy, którego się nie pozbędziemy i brnęliśmy w to dalej. Popełnialiśmy różne błędy, gubiliśmy coś po drodze, kiedy szliśmy dalej przed siebie, ale nigdy, ale to przenigdy nie straciliśmy siebie na zawsze. Oboje mieliśmy świadomość, że zerwanie naszych kontaktów to będzie czymś złym, ale próbowaliśmy się uczyć życia bez siebie. Czasami to trwało wszystko na przymus, pod wpływem chwili. Chwytaliśmy wtedy różne rozwiązania, które ktoś nam podsuwał, ale widzisz nas się nie da rozdzielić.
|
|
 |
II. Nawet ktoś bardzo zdeterminowany nie rozłączy nas od siebie, ponieważ naszą znajomość zbudowaliśmy w chwili, gdy byliśmy jeszcze dzieciakami, które nie znały życia, które dopiero uczyły się wszystkiego co los przynosił. Mieliśmy wiele sytuacji, które nas czegoś uczyły. Mnóstwo wydarzeń miało między nami swoje miejsce po raz pierwszy, inne powtarzały się notorycznie, ale każda ta sytuacja czymś się różniła od poprzedniej. Różnica polegała na tym, że z dnia na dzień stawaliśmy się bardziej dojrzali, uczyliśmy się wszystkiego na własnych błędach, próbowaliśmy chronić się przed bólem, który zawsze w nas uderzał. Nie często dawaliśmy z tym radę bez sprzeczek i kłótni, ale my się nigdy nie poddaliśmy. Nigdy nie przestaliśmy w siebie wierzyć.
|
|
 |
I. Rano wykrzykiwałam, jak bardzo Cię nienawidzę, jak jesteś podłym dzieckiem, które nie potrafi ruszyć swojego tyłka, aby pomóc swojej rodzicielce, gdy Cię prosiła o pomoc. Krzyczałam, że nie daruję Ci tego jeżeli Ona wyląduje w szpitalu bądź nie wróci do domu. Miałeś ochroniarzy w postaci babci i dziadka. Babcia się ze mnie śmiała, że jestem pierdolnięta, bo ubzdurała sobie, że ja wmówiłam samej sobie, iż mama poszła się zabić. Dziadek? Jak to On, wszędzie Go pełno podczas kłótni, ale nigdy nie słucha żadnej strony tylko broni młodszego bądź słabszego. Ty, leżałeś na łóżku, cały zapłakany, momentami się śmiałeś.. Słyszałam to akurat, bo znam Cię od czternastu lat i wiem, jak się zachowujesz w wielu sytuacjach. Nerwy powoli zaczęły mi puszczać. Czułam do Ciebie z każdą sekundą coraz większą nienawiść. Nie chciałam Cię znać, ale nie wyparłam się Ciebie. Nie powiedziałam, że nie jesteś moim bratem. Te słowa nie chciały mi nawet przez usta przejść, wiesz?
|
|
 |
II. Lecz to co zrobiłeś, to że nie wstałeś nawet, aby się wytłumaczyć bądź rozjaśnić dziadkowi i babci sytuacji doprowadziło mnie jedynie do większego zdenerwowania. Przez cały dzień działałeś mi na nerwy tak, że starałam się Ciebie jedynie unikać. Przeklinałam Cię pod każdym największym względem, jakim mogłam i potrafiłam. Czułam do Ciebie coś czego nie mogłam wyrazić najprostszymi nawet słowami. A wiesz dlaczego? Bo widziałam w Tobie siebie sprzed lat. Tak, byłeś dzisiaj właśnie taki, jak ja kiedyś. To mnie jedynie bardziej zezłościło co sprawiło, że nie powstrzymywałam się przed żadnymi docinkami do Ciebie. W Tobie był obraz mojego życia, od którego zaczęło się piekło, które ciągnie się do dziś. Próbowałam Cię przed tym ostrzec, ale Ty nie słuchałeś. A później sam usłyszałeś pewne słowa, które były jedynie zniszczeniem wszystkim fundamentów przez nas w życiu budowanych.
|
|
 |
Czy ja to zapomnę? Na pewno nie. Nie da się ot tak zapomnieć o dniu, który nie tylko zniszczył wewnętrzny spokój, ale sprawił, że pierwszy raz od wielu lat straciłam zdrowie i nerwy na tak poważną kłótnię. Nie pamiętam nawet czy mój ostatni taki prawdziwy i mocny płacz, przepełniony właśnie bólem nie miał miejsca w dniu, kiedy musiałam opuścić dom i jechać do szpitala. Dzisiaj, kiedy każdy chciał przemówić drugiemu do rozsądku, kiedy każde z nas praktycznie się przekrzykiwało i wypominało te wszystkie błędy, obarczając jednocześnie wyłącznie mnie za to co jest w naszym domu, zrozumiałam, że nigdy nie zapanuje tu ciepło domowego ogniska. Pojęłam w pełni, że nie tylko mówię o tym co widzę i czuję, ale że tak naprawdę jest. Dzisiejsze wydarzenia jedynie były dowodem na to, jak radykalne kroki czasami trzeba stawiać, aby dojść do pewnego celu, aby do końca zrozumieć kim się jest, jak bardzo się komuś niszczy życie przez wieczną nienawiść i niepogodzenie się z przeszłością.
|
|
 |
Do tej pory nie jestem w stanie zapomnieć szoku, który przeżyłam kilka godzin temu. Te kłótnie, które ustały dopiero po dziesięciu godzinach, ten strach, nienawiść. Po co to akurat było nam potrzebne, jeszcze w tym momencie przed świętami? I tak większość z nas nie doszła do żadnego wniosku, nic nie zrozumiała, bo jakby to mogło być inaczej. Każdy zaślepiony swoimi słowami, praktycznie mało kto widzi to, że nic się nie zmieniło i wrócił porządek normalnych dni. Chociaż próby pokazania tego co się stało złe, co miało bardzo negatywny wpływ na nas były błędem, bo i tak to wszystko przeminęło z czasem. A ból? Oczywiście, że pozostał. Do tej pory czuję, jak moje powieki są ciężkie od płaczu, jak szczypią mnie oczy, bo za dużo tego wszystkiego było. Co mi po tym, że wezmę jakieś lekarstwa skoro i tak nikt nie zabierze ode mnie bólu, który noszę w sercu, którego nikt się nie pozbędzie, bo każdy będzie miał swoją, inną wizję tego co się wydarzyło i nikogo to nie będzie obchodziło?
|
|
 |
Pół nocy walczyłam ze sobą, aby zasnąć. Nie wiedziałam co mnie czeka następnego dnia. Byłam jedynie świadoma tego, że moje zachowanie nie budzi niczego dobrego. Sądziłam, że w nocy będę się co chwilę budzić, ale nie chciałam brać tabletek, które jedynie otumaniły by mój organizm już do końca. Przekładając się z jednego końca łóżka na drugi co jakiś czas spoglądałam na niebo i szukałam ulubionej gwiazdy. Co chwilę walczyłam z muzyką, która niezależnie od stopnia pod głoszenia i tak mi przeszkadzała. A cisza? To już kompletnie była w stanie mnie udusić. Powracałam do wielu rzeczy, analizowałam obecny ciąg własnego życia, ale nawet to nie dawało mi żadnego spokoju. Dopiero, gdy na zegarku zauważyłam, że jest już piąta rano odruchowo zajrzałam na gadu. Byłam przekonana, że nic tam na mnie nie czeka, żadna wiadomość, ale myliłam się. Z pozoru kilka prostych słów tam napisanych, ale przez ponad pół godziny czytałam je bez przerwy uświadamiając sobie,jak bardzo się cieszę z Jego odpowiedzi.
|
|
 |
Jak długo mam jeszcze patrzeć w Twoje oczy i udawać, że wcale mnie nie ruszyło to, jak się zachowałaś nie tylko względem mnie, ale i całej rodziny? Jak długo mam udawać, że widzę, jak się starasz, a tak naprawdę nie odczuwam nic z Twojego zachowania prócz łaski, którą ofiarowujesz jedynie przez to, że dziś musisz płacić za swoją głupotę? Sądzisz, a może jesteś przekonana, że nie widzę w Tobie tej nienawiści do mnie? Ile razy tylko Twój wzrok spotka się z moim ja już wiem co się dzieje, co jest nie tak. Ile razy tylko coś do mnie powiesz, a ja wyczuwam już złość w Twoich słowach i kolejną niechęć nie do życia, lecz do tego co nas otacza oraz co dzieli. Mówisz, że chcesz mieć normalny dom, rodzinę, ale dlaczego kiedy ktoś chce Ci pomóc, chce być skończyła z tym co naprawdę Cię zaczyna coraz bardziej wykańczać, to Ty unosisz się swoim honorem i dajesz wyraźnie do zrozumienia, że takiej pomocy nie chcesz? Takim zachowaniem chcesz dawać przykład i uczyć nas tego, jak sami mamy żyć?
|
|
 |
Nie wytrzymałam, kiedy powiedziałaś, że jesteś kurwą. Jakim prawem mogłaś to zrobić?! Jakim prawem do jasnej cholery mogłaś tak na siebie powiedzieć?! Wykrzyczałaś mi w twarz bez żadnych ociągnięć, że jestem nie tylko niechcianym dzieckiem, ale też bachorem, którego nie znasz ojca, tak? Powiedziałaś, że się puściłaś i jestem zwyczajną, niechcianą wpadką, którą musisz od tych ponad dziewiętnastu lat utrzymywać. Nie pomyślałaś, że ja Ci nie uwierzyłam? Bo, ile razy powtarzałaś mi kto jest moim ojcem, no ile? I tak nagle zmieniłaś swoje zdanie wyłącznie po to, aby dać mi wyraźnie do zrozumienia, że jest inaczej? Wiem, że robiłaś to z premedytacją, chciałaś, abym poczuła jeszcze większe obrzydzenie i nienawiść do Ciebie, ale to Ci nie wyszło. Nie udało Ci się do mnie dotrzeć właśnie w taki sposób, za który Ty się chwyciłaś. Zaczęłaś mi wypominać w tym samym czasie moje błędy. Chwytałaś się za najgorsze sprawy z przeszłości, o których nie miałaś żadnego pojęcia, bo chciałaś jedynie zemsty.
|
|
 |
Nie zrobiłam Ci nic za co miałbyś prawo mnie karać swoimi zarzutami i oskarżeniami. Nie powiedziałam w Twoim kierunku żadnego, negatywnego słowa, które miało prawo Cię zaboleć. Praktycznie nie powiedziałam nic. Uciekłam jedynie do swojego pokoju, gdzie nie byłam w stanie powstrzymać już tych słonych łez, które dzisiaj od rana spływają co chwilę po moich policzkach. Próbowałam Ci coś wyjaśnić, lecz Ty nie chciałeś słuchać. Miałeś swoją wersję wydarzeń, chciałeś Go bronić, ale nie liczyłeś się z tym, że przez Jego głupie zachowanie Twojej jedynej córce coś mogłoby się stać. Nie widziałeś tego, jak wyszła zapłakana i zła na miasto, gdzie nie chciała, aby ktoś za Nią szedł. Nie widziałeś, ani tym bardziej nie słyszałeś, ile nabrała się środków na uspokojenie zanim wyszła z domu. Nie chciałeś o tym wiedzieć nic. Dla Ciebie liczyło się jedynie to co Ty sam uroiłeś w swojej głowie pomimo, że nie miałeś żadnych argumentów, które potwierdziłyby Twoją tezę.
|
|
|
|