 |
idę ulicą z kumplem, z którym rozwalam całe miasto, z którym jestem w stanie przenosić góry, choć częściej niesiemy się do domu po imprezach i grubych melanżach. na przeciwko widzę ją, idzie w moją stronę. z niepewnością w oczach patrzy, potem ucieka wzrokiem. przechodzi, mijamy się. ogląda się za mną ze smutkiem wypisanym na twarzy, z żalem i nienawiścią do całego świata, a przecież sama odeszła. nie, nie chcę by bolał ją fakt, że znów mam przećpane oczy, zachlaną i skacowaną twarz, ale nie potrafię inaczej, przepraszam.. /shit.life
|
|
 |
potrafię zdobyć jej serce jednym spojrzeniem. wiem, kiedy bije się z myślami i z rozumem. tylko, ze nie chcę nic na siłę, nie chcę zmuszać ją do naszego szczęścia. ona odczuje mój brak, który w głębi duszy odbija się o jej wnętrze, przelatuje w wietrze niczym wspomnienia w głowie i gdy będzie gotowa wrócić, wróci. zrobi to, bo jestem jej przeznaczeniem, ona jest moim lekiem, razem zawsze blisko, choć osobno. /shit.life
|
|
 |
jak się czuje? oczywiście, zajebiście /shit.life
|
|
 |
była pierwszą i ostatnią istotą na ziemi, której chciałem dać siebie całego. była jedyną, której pragnąłem całą, której oddałem siebie, każdy cal swojego ciała, skrawek serca i duszę. była tą, która ocaliła mnie, pokazała piękno prawdziwego życia, tylko po to, by zabić mnie, zabrać wszystko ze sobą, pozostawiając jedynie moje martwe ciało. /shit.life
|
|
 |
przebudzam się o 4 rano, próbuje zasnąć - starania idą na marne. siedzę na łóżku trzymając się za głowę kilka dobrych minut, po czym stanowczo wstaje, wychodzę na balkon zapalić i już robi się widno. odpalam fajkę i zaciągam się głęboko, wydmuchując dym zanikający w powietrzu. głuche ulice, słychać jedynie szczekanie psa odbijające się o stare bloki, rozmowy z góry małżonków, którzy spieszą się do pracy, ćwierkanie ptaków na drzewie, i mój własny oddech. Ściskam pięść i opieram się o barierkę, spoglądając w dół - dość wysoko. nie myślę o tym, żeby skoczyć, choć żyć nie ma po co, myślę tylko o wolności w trakcie lecenia w dół, o tym pięknie kilku ostatnich sekund. ocknąłem się. widzę mgłę, robi mi się coraz to bardziej zimno, dostaje gęsiej skórki. ocieram ramiona dłońmi, biorę ostatniego macha i zamykam balkon. niewyspane oczy, kac, alkohol pulsujący jeszcze we krwi, ból głowy. idę wziąć chłodniejszy prysznic a potem wychodzę z domu. / shit.life
|
|
 |
nie mam marzeń, ale Ciebie pragnę najbardziej w świecie. / shit_life
|
|
 |
lubię sobie zapić smutki czy błędy, ta, choć to bezsensu to dla mnie to najwłaściwsze rozwiązanie. lubię dzwonić do kumpla zaczynając od : siema mordo, załatwisz dla mnie ? - a On od razu wie o co chodzi i w ciągu godziny puka do drzwi. nie przepadam za baletami, choć często chodzę do klubów, co nie najlepiej się kończy. wiem, że mam te mordy obok siebie, co pójdą ze mną wszędzie i nie są tylko od picia czy ćpania. potrafią w jakiś sposób uspokoić choć na chwilę, to cierpienie, które pozostawiła ona, zapełnić tą pustkę, którą wypełniała miłością. wiem, że mogę na nich polegać, zadzwonić o 4 w nocy by wpadli napić się ze mną, bo sam już ledwo stoję na nogach. cieszę się, że mogę liczyć na tych, od których odciąłem się nie raz tylko po to, by powrócić niosąc za sobą setki melanżów i litrów wódki. /shit.life
|
|
 |
odebrałaś mi siły, a picie czy ćpanie mnie wzmacnia. wiem, że nienawidziłaś tego, gdy to robiłem, lecz dziś nawet nie interesuje Cię, czy u mnie wszystko wporządku. to przykre, jak wiele czasu i poświęcenia, przepadło jednym słowem /shit.life
|
|
 |
biorę od życia co się da, a życie daje mi tyle, na ile mnie stać. /shit.life
|
|
 |
przecierpiałem już, jeszcze ilość bólu tłumionego w moim sercu nie zmalała. możesz już wrócić, przecież to nie minie.. /shit.life
|
|
 |
kumpel spytał mnie, czy tęsknie. przecież to oczywiste, gdyż spędziłem u jej boku tak wiele miesięcy liczonych w latach. kwestia przyzwyczajenia ? być może... czuję, jak brak mi jej, w każdym momencie życia, któremu nadawała tak wielki sens / shit.life
|
|
|
|