 |
|
Pojednali się…
w tych ostatnich oddechach swojego życia dostał to o co tak bardzo walczył
czego pragnął…
był szczęśliwy…
teraz mógł umierać…
spokój zagościła w sercu…
|
|
 |
|
Wobec cierpienia jesteśmy bezsilni
Opadamy jak rycerz w miękkich pantoflach
Po prostu umieramy
|
|
 |
|
„To było niemożliwe,
tak niemożliwe jak dosięgnięcie chmur.
Dlaczego zawsze marzymy o tym,
co wykracza wysoko ponad nasze kompetencje?” *
|
|
 |
|
„Miłość jest niespokojną i niecierpliwą namiętnością, kapryśną i zmienną powstającą nagle z niczego na widok czyjejś piękności, gasnącą w ten sam sposób.”**
|
|
 |
|
„I to uczucie przemieniło go na zawsze.
Prawdziwa miłość potrafi to zrobić z człowiekiem,
a jego miłość była prawdziwa.”*
|
|
 |
|
„Miłość jest zawsze chaotyczna.
Gubisz się, tracisz trzeźwy osąd.
Nie umiesz się bronić.
Im większa miłość tym większy chaos.” *
|
|
 |
|
Gdy na szkolnym korytarzu Tomek dostrzegł sylwetkę Marty ruszył pędem za nią. Chwycił jej ramię tuz obok białych drzwi prowadzących do damskiej łazienki.
- Musimy porozmawiać. – powiedział stanowczo i przerzucił sobie bezbronną dziewczynę przez ramię. Po chwili przemaszerował dumnie do drzwi wejściowych i nie poddając się bolesnym uderzeniom pięści Marty w obolały kręgosłup, wyniósł ją ze szkoły.
Nikt jej nie pomógł.
Tomek wszystkich odstraszył.
Nikt nie zareagował na jej krzyki.
Tomek miał w oczach mord.
Nikt nic nie zrobił.
Tomek był bezlitosny.
|
|
 |
|
Leżeli naprzeciw siebie patrząc sobie czule w oczy i dotykając wzajemnie swoich ciepłych dłoni. Brązowe włosy Weroniki opadały delikatnie na jej pełne namiętności, delikatne ciało, które było spełnieniem najśmielszych marzeń Marcina. Byli nadzy i tacy podobali się sobie najbardziej. Nie zachowali wstrzemięźliwości przed ślubem, jednak nie żałowali tego. Cieszyli się wzajemną miłością, która znakomicie współgrała ze szacunkiem i pożądaniem, którym darzyli siebie wzajemnie.
- Jeszcze tylko szesnaście dni i będziemy tak do końca życia… – szepnęła Weronika i musnęła ustami dłoń Marcina.
W oczach chłopaka ukazały się łzy szczęścia
|
|
 |
|
- Przepraszam – szepnął Tomek prosto do ucha Marty. Delikatnie chwycił ją za ramiona i odsunął od swojej klatki piersiowej by spojrzeć jej w oczy. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i musnęła ustami jego spierzchnięte wargi.
- Wybaczam ci skarbie, ale następnej szansy już nie dostaniesz – dziewczyna westchnęła głęboko i ponownie wtuliła się w tors Tomka.
Brunet objął ją łagodnie i zwrócił oczy ku błękitnemu, bezchmurnemu niebu.
- Dziękuje. – poruszył tylko ustami. Był szczęśliwy.
|
|
 |
|
Tępo patrzył przed siebie wciąż ściskając w dłoni telefon. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Brakowało mu powietrza, oczy zaczęły niebezpiecznie szczypać.
- Gdzie leży? – zapytał ochryple, nie mógł zdobyć się na bardziej zdawkowy ton.
Gdy tylko usłyszał odpowiedź rozłączył się, nie mógł tracić czasu. Szybko złapał kurtkę i wybiegł z domu trzaskając za sobą drzwiami.
|
|
 |
|
CZASAMI KONIEC MOŻE OZNACZAĆ POCZĄTEK CZEGOŚ PIĘKNIEJSZEGO
|
|
|
|