|
Siada na zimnych panelach w szerokim rozkroku. Pochyla się, chwyta palce stóp i trzyma je tak długo, jak tylko może. Czuje ostre mrowienie w naciąganych mięśniach. Palą ją ścięgna, oczy wypełniają się łzami. Nie puszcza. Pogłębia rozkrok, dłonie przesuwa niżej i chwyta śródstopia. Cierpi, ale się śmieje. Uwielbia ten ból. Jest niczym samookaleczanie się. Tylko nie ma po nim blizn. // Annalina
|
|
|
Może wypadałoby zacząć od początku...? Może coś zmienię...?
|
|
|
|
Mój cień nie znika, to słońce zachodzi.
|
|
|
|
A może ze strachu przed życiem zacznę udawać martwą?
|
|
|
Dobrze, że o mnie nie wiesz. Że przechodzisz obojętnie obok mnie na korytarzu i nawet nie przychodzi Ci na myśl, że taka pryszczata płaska okularnica może coś do Ciebie czuć. Tak. Dobrze mi z oszukiwaniem samej siebie. // Annalina
|
|
|
Chciałabym wkroczyć w bajkowy świat elity, ale taki przeciętny szarak jak ja nie ma tam wstępu. // Annalina
|
|
|
Pokręcona ateistka. Nie wierzy w spełnienie własnych marzeń. // Annalina
|
|
|
Nie błagam o litość. Proszę po prostu o jeszcze jedną szansę. Daj mi ją Boże, błagam... // Annalina
|
|
|
Po co to tu w ogóle piszę? Żałosna jestem. Myślę, że ktoś to czyta. Taa... Fanatyczna religijna maniaczka myślicie. Mylicie się. Ja Boga nie słyszę. Wieczorami wtulona w kołdrę prowadzę ze sobą ten dziwny monolog. Ryczę w poduszkę z własnej bezradności i głupoty. I zastanawiam się jak mogłam sobie tak spieprzyć życie. // Annalina
|
|
|
Wciąż mam jeszcze policzki wilgotne od łez. Zaczerwienione oczy, rozdygotane dłonie. Tak, płakałam. Ale nie przez złamane serce. Ryczałam, bo się modliłam. I teraz pewnie się ze mnie śmiejecie. Śmiejcie się. Ale ja mam chociaż Boga za przyjaciela. // Annalina
|
|
|
|