 |
|
tyle głosów szepcze: weź się ogarnij.
nie kąsaj ręki, która cię karmi
|
|
 |
|
ja spakowałam nam na później
te wszystkie nasze lepsze dni
|
|
 |
|
przepraszam że tak wyszło,
znowu nie mówisz nic.
tak między nami ucichło
więc może lepiej krzycz
|
|
 |
|
za tym wczoraj dzisiaj tęsknie,
a tylko w jutro można iść
|
|
 |
|
dawno skończyłam z chowaniem dłoni za plecy i skrzywianiem ze sobą dwóch palców. nie kłamię. teraz na Jego "kocham Cię" bez emocji odpowiadam "ja już się wyleczyłam".
|
|
 |
|
mam dla ciebie mały prezent, znów mam cię w sercu
|
|
 |
|
tylko piję, przeklinam i się ciągle opierdalam
|
|
 |
|
zostawił mnie tamtego lata z kubkiem lodów i rapem w głośnikach. wyszedł, uśmiechając się szyderczo. odszedł; w sumie do tej pory nie wrócił. nie katował mnie już swoją toksyczną obecnością, a choć zapewne to zniknięcie miało na celu bezpruderyjne zniszczenie mnie, rozpoczął najcudowniejszy okres mojego życia, odchodząc.
|
|
 |
|
irytowało Go to. wkurzał się, kiedy na "obiecaj" kręciłam głową stwierdzając, że żadnych obietnic ode mnie nie dostanie. chciał przyrzeczeń. zapewnień, że będę, w jakimś stopniu, nawet jeśli coś się nie uda. potrzebował tej stabilizacji, mówiącej, iż od tak mnie nie straci. chciał tego, czego ja nienawidziłam. zważywszy na moje serce, które wciąż chorując na dawną miłość, mogło się zapaść, czy rozum, coraz częściej odmawiający posłuszeństwa - nie potrafiłam obiecać, iż któregoś dnia nie zniknę bez słowa.
|
|
 |
|
trombocyty, odpowiedzialne za krzepnięcie krwi, działały prawidłowo. po prostu On, pojawiając się, tak nagle, niespodziewanie zdrapywał każdy strupek i rozogniał każdą, powoli sklepiającą się ranę, która - jak nietrudno zgadnąć - była także Jego dziełem.
|
|
 |
|
Chyba mam wszystko to , o czym marzyłam niecały rok temu.
|
|
 |
|
Zaśnij, jutro okłamiesz mnie po raz ostatni.
|
|
|
|