 |
jak bylismy razem zrobiłam mu bransoletkę, powiedział ,że zdejmie ją dopiero wtedy,kiedy przestane dla niego cokolwiek znaczyc. minął rok,nadal ma ją na prawym nadgarstku./czeko.
|
|
 |
W zimnym kącie, zatęchłym powietrzem otula swoją paranoję. Za duża koszula przesiąknięta strachem.
A w ręku nóż.
Rytm, w którym ciało wychyla się do przodu i pauza, w której wraca na poprzednie miejsce, wytrącając psychikę z równowagi.
A w ręku nóż.
Blade palce zakażone cierpieniem,
tak niewinne- zakrwawione.
A w ręku nóż.
Bo jest tylko luką tej choroby, kiwanie przechodzi w trans.
A w ręku nóż.
I ostatni już głos 'miałam siostrę, miałam brata, miałam mamę, miałam tata'. /sstrachsiebac
|
|
 |
A gdybyś obudził się rano, a mnie by przy Tobie nie było, jak długo czekał byś zanim zaczął mnie szukać? Czy pamiętał byś kartkę, którą zostawiłam Ci na stole pisząc roztrzęsioną dłonią, że odchodzę, że nie wrócę? Wspomniałabym w liście jak bardzo wbijały mi się w serce twoje ostre kłamstwa, jak bardzo bolał kręgosłup w każdą bezsenną noc na podłodze, jak zimne były wieczory gdy z sinymi wargami przesiadywałam na balkonie wyczekując na twój powrót. Zapewne jak w każdym pożegnalnym liście wspomniałabym jak bardzo cię kochałam i że będzie mi tego brakować. Skłamałabym, że żałuję tego co robię, dorzuciłabym banalne 'nie byliśmy sobie pisani'. Całość przypieczętowałabym kilkoma gorzkimi łzami i na pewno podpisałabym się 'Twoja Ja'./ sstrachsiebac
|
|
 |
I jak trudno zmusić mięsień ospałego serca w głuchą noc.
I jak trudno błagać o najpłytszy oddech
zeskrobany ze ściany histerycznym szlochem.
I tak cierpieć w bezsenną noc,
gdy obojczyki błagają posadzkę o litość,
i gdy bolą zimne łzy na martwym ciele.
A już sztywne palce,
a już drętwe kolana,
od tej modlitwy, od tego wołania.
Mdleją z wyczerpania,
od słuchania huku trzeszczących kości.
Bez litości.
Bez nadziei.
Bez uczuć.
Chyba? / sstrachsiebac
|
|
 |
Przystanęła, nad granitową płytą szkarłatna mogiła.
Sztywnymi palcami przesunęła po brzegu blatu.
Przyjrzała się wypłowiałemu portretowi,
przyklęknęła.
Nie było ją stać na jedne 'wieczne spoczywanie',
Gardziła modlitwą, tą ciszą.
Brzegi jej białej sukienki porwał zagubiony
wiatr, rozpostarł jej znamię nad grobami papierowych szkieletów.
A nad cmentarzem zapanował atramentowy mrok.
To ona gasi znicze swym szeptem,
to ona nie pozwala jej odejść.
Ona wieczorami,
prowadzi jeńców własnych oddechów przez puste pola rozpaczy.
Swym szyderczym śmiechem budzi zmarłych,
drażni potępione duszę.
Ona zadba o smutek,
zatroszczy się o zło,
zapewni wieczną udrękę,
obieca tułaczkę. / sstrachsiebac
|
|
 |
jest mi chujowo,ale kogo to obchodzi./czeko
|
|
 |
Żałuję kilku błędów, które popełniłam. Eh... jednak z drugiej strony, każda pomyłka czegoś mnie nauczyła ^^.
|
|
 |
Żałuję kilku błędów, które popełniłam. Eh... jednak z drugiej strony, każda pomyłka czegoś mnie nauczyła ^^.
|
|
 |
Ja kiedyś będę szczęśliwa.
|
|
 |
smak nikotyny na ustach przypomina tą cudowną przeszłość.
|
|
 |
Często od życia kop bywa bezcenny.
|
|
|
|