 |
siedząc tu o trzeciej nad ranem, całkowicie nietrzeźwa, stwierdzam fakt, iż jestem wolna od jakichkolwiek uczuć. nie działają na mnie już żadne tęczówki, ani te zielone, ani te czekoladowe. bez skrupułów wyrywam kilku facetów równocześnie na jednej dyskotece i jakoś mi z tym dobrze. głupie hejterki plują sobie w twarz jak taka dziewczyna, z lekką nadwagą i bez krótkiej spódniczki może wyrywać chłopaków. bawię się ludźmi. nie potrafię kochać. moje serce było okaleczone miliard razy, teraz ja będę ranić innych. irracjonalnie kręcić kolesi by potem zostawić ich na krawężniku przy najruchliwszej drodze w mieście, nie przejmując się niczym.
|
|
 |
Czasami mam wrażenie, że serce człowieka to nic więcej jak zwyczajna półka, którą można obciążyć tylko do pewnego stopnia, bo w końcu coś musi z niej spaść i będzie trzeba pozbierać roztrzaskane szczątki. | Jodi Picoult
|
|
 |
każdy z nas miał, ma lub mieć będzie zranione serce, pozdzierane, ledwo bijące, błagające o naparstek miłości. ale to nie o to chodzi, wiesz? sęk w tym, żeby narząd ten na nowo zaczął bić, żeby ktoś wziął go w dłonie i starał się uleczyć, każdego dnia, po trochu. nie można się bać, nie można uciekać. jesteśmy głodni miłości, dajmy się nią nakarmić.
|
|
 |
uczyń mnie swoją. spraw, że każdy kolejny dzień będzie dawał Ci powody, byś kochał mnie mocniej. pokaż całemu światu, że należę do Ciebie, że od teraz oddycham tylko Tobą. wynieś moją osobę na piedestał i powiedz, że już nigdy mnie nie opuścisz, że już nigdy choćby przez minutę, nie poczuję się samotna. kochaj mocno i trwale, bo wyryłeś swoje inicjały w moim sercu. nie pozwól mi cierpieć, dobrze?
|
|
 |
kochamy całym sobą. tęsknimy każdą cząstką ciała. cierpimy krusząc duszę na małe kawałeczki. popadamy ze skrajności w skrajność. nie umiemy kontrolować naszych uczuć, nie umiemy sobie z nimi poradzić. zbyt często pozwalamy, by serce kierowało naszym życiem, jesteśmy zbyt ufni w stosunku do niego wierząc, że poprowadzi nas właściwymi ścieżkami. zamknięci na podszepty rozumu wiele razy zbłądziliśmy szukając jakiegoś zakrętu, który ponownie wprowadzi nas na odpowiednią drogę. jesteśmy tylko ludźmi. naiwnymi, słabymi i wrażliwymi istotami. nie oczekujmy od siebie wiele, po prostu żyjmy.
|
|
 |
silne uderzenie powaliło mnie na podłogę. upadając na kolana momentalnie przyłożyłam dłonie do miejsca bólu, który nieznośnie pulsował na całą czaszkę. słyszałam jego kroki, słyszałam jak wychodzi z pokoju krzycząc, że doprowadzam go do szału. nie umiałam wydusić z siebie choćby jednego słowa, nie umiałam znaleźć sił na obronę. wstając otulona wstydem i rozgoryczeniem nie uroniłam choćby jednej łzy. nie okazałam słabości, chociaż czułam jak wewnątrz wszystko ponownie się we mnie rozpadło. choć twarz nie została zalana łzami, to sercu pozwoliłam płakać, pozwoliłam by w ten sposób oczyściło się z bólu, z nienawiści. zamykając za sobą drzwi od tego domu nie myślałam racjonalnie, chciałam po prostu stąd uciec, wyrwać się z piekła, które stworzył człowiek najbliższy sercu.
|
|
 |
Jestem naiwna. Wiem to. Wiem, bo wciąż czekam, choć nie ma na kogo. Bo kocham, lecz ten ktoś o tym nie wie. Staram się, a on tego nie zauważa. Powiedz mi. Tak Ty, który mówisz, że masz nadzieję, bo warto. Ile mam jeszcze czekać? Jak dużo poświęcić by dostać to, czego się pragnie? Ile łez trzeba wylać, by ktoś zauważył? Jak kochać, by czuć, że ktoś to odwzajemnia? [ yezoo ]
|
|
 |
łaskotkami odpędzał przypływy senności. pocałunkami w szyję wymuszał, bym przestała się w końcu dąsać. dogryzkami i ciętymi komentarzami podnosił ciśnienie. ukrywał w ramionach, dając poczucie, że jestem tylko jego. całował na środku ulicy, gdy czekaliśmy, aż zielone światło pozwoli nam przejść przez pasy. trzymał za rękę i przyciągał do siebie za każdym razem, gdy jakiś samochód na mnie zatrąbił. nazywał głupią i masochistyczną, gdy kolejny raz paznokciami rysowałam mu na ciele wymyślne tatuaże. skradał pocałunki, gdy myślami odpływałam daleko. dusił żebra pokazując jak mocno tęsknił. uświadamiał, że rodzi się między nami coś nowego, coś co może uczynić ze mnie najszczęśliwszą dziewczynę na świecie.
|
|
 |
oczekujesz ode mnie dojrzałości? oczekujesz, że będę zachowywać się jak dorosła a moje decyzje będą przemyślane i racjonalne? wybacz, nie chcę dorastać, nie chcę, by ta bańka, która teraz mnie osłania, nagle pękła. boję się świata, boję się jak bardzo może mnie jeszcze zranić każda minuta życia tutaj. boję się samotności, wiesz? choć nie biegam już z lizakiem w ręce, dżinsowych ogrodniczkach i dwoma kitkami na głowie, to nadal drzemie we mnie dziecko, mała dziewczynka z wielkimi planami. po co mi dowód? po co mi ta świadomość, że odpowiadam teraz za każdy mój czyn? chcę nadal żyć w świecie iluzji, w świecie wyobrażeń, w świecie pozorów. pozwól mi na to.
|
|
|
|