cz. I / i wciąż pamiętam jak tamtego dnia wyszłam ze szkoły wiążąc jeszcze szalik. kiedy dochodziłam do furtki, zauważyłam, że stoi z kumplami. trzymał w dłoni śnieżkę i momentalnie uśmiechnął się na mój widok. "nie waż się!" krzyknęłam w jego stronę. "bo co?" zapytał z szelmowskim uśmiechem. złapał mnie i przyciągnął do siebie tak blisko, że wymieniliśmy oddechy. "proszę?" zrobiłam smutną minę. już myślałam, że mnie pocałuje, gdy nagle znalazłam się na ziemi, ze śniegiem na twarzy. było cholernie zimno! usiadł na mnie okrakiem i śmiał się w najlepsze. "złaź ze mnie!" warknęłam. "oj, nie denerwuj się tak. złość piękności szkodzi". wciąż się śmiał. "a jak zachoruję?" zapytałam smutno. spoważniał i powiedział cichutko: "to będę twoim osobistym lekarzem".
|