przypomniałam sobie o nim w najmniej spodziewanym momencie. nagle zapomniałam jak się oddycha, jak mówi, jak patrzy na świat. moje oczy momentalnie stanęły za zaszkloną bramą, a dłonie drżały nienaturalnie. ja już nie wymieniałam płynnie powietrza, ja rzęziłam jak stary samochód walcząc o każdą dawkę tlenu. pierwsza łza, za nią kolejne.. poczułam delikatne szarpnięcie za ramię i ciepły, męski głos. - kochanie, wszystko dobrze? - podniosłam głowę i zlustrowałam wzrokiem tego chłopaka. nazywałam go swoim facetem, mówiłam, że kocham, że z nim, że bez niego nie potrafię. kłamałam. otarłam wierzchem dłoni policzki i uniosłam jeden kącik ust. - tak się właśnie objawia szczęśliwa miłość. kocham cię tak mocno, że aż wylewa się ze mnie w postaci żałosnych łez. - wyobraziłam sobie, że to tamten, że przede mną stoi ktoś zupełnie inny, a usta, które właśnie mnie całują smakują nikotyną, smakują przeszłością.
|