Po południu przez okno wpadł jakiś dziwny twór. Usłyszałam krzyk, że to osa. Ale bzyczał jak mucha. Mocno roztyta, bo takie ujadają wścieklej. Zaplątał się w firance. Wołam o litość dla niego. Lecę po pająkołapkę (właściwie już od dawna wszystkołapkę). Zamierzam się na intruza. Nie trafiam. Całuje mnie w dłoń. Mokro. A może łaskotliwie. Jak mucha. Nie pamiętam, kto go w końcu przyskrzynia. Ale jest złapany. Przyglądam mu się. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego. Podziwiam. Z ust wypada mi słowo: osomucha. Bo wygląda jak krzyżówka osy i muchy. Bardziej w stronę muchy. Wielkie musze ślepia. Jakby nosił okulary przeciwsłoneczne. Musze skrzydła. Wspomnienie muszego całusa. Krągły i tłuściutki odwłok, ale nie bąkowy, ewidentnie bardziej muszy. Bo talii osy to on na pewno nie widział przez te swoje miliony oczu. Tylko te żółto-czarne paski to jak nic zdjęte z oski. Zasięgając fachowej porady w Google, dowiaduję się, że to bzyg prążkowany. Bzyg. BZYG. Bzzzyg. xD / Nostalgia
|