Pustka otula moje ciało. Zimny wiatr budzi mnie do życia. Szepcze, że muszę iść dalej. Znowu zmuszam do ruchu swoje zimne i blade ciało. Podnoszę się. Gdzie nie spojrzę, dostrzegam tylko pustkę. Pusta szklanka, pusty pokój, pusty człowiek. Czas na mój poranny rytuał. Sięgam po nóż i przykładam do swojego gardła jego zimne ostrze. Wypowiadam wszystkie imiona, ludzi, którzy byli najważniejsi. Z moich pustych oczu spływają nic nie znaczące łzy. Dzisiaj też brakuje mi sił, aby przeciągnąć ostrzem po własnym gardle. Może... może kiedyś się uda. Upadam i z powrotem wkraczam w pusty świat codzienności. /Arinyas
|