Żyjemy w dziwnej kulturowej dysocjacji w traktowaniu miłości.
Z jednej strony wymagamy od miłości, żeby nas uwznioślała i dostarczała samych przyjemności, zarówno w sferze psychologicznej, jak i fizycznej. Ma być źródłem szczęścia, radości, uczuciem wiecznym, trwałym, bogatym we spaniałe doznania.
Z drugiej strony wiemy, że miłość niesie wiele konfliktów, cierpień, kryzysów, nieporozumień, często na tle charakterologicznym, seksualnym. I zbyt często traktuje się to jako koniec miłości.
A przecież czasem konflikt może być wyrazem miłości na wyższym poziomie, stanowić sygnał dla zakochanych, że stanęli w obliczu nowych zadań, wyzwań.
|