Pojawił się w moim życiu znikąd, gdy ja sama leciałam w dół, gdy nikt nie potrafił mi pomóc. W tym samym momencie ja wkroczyłam do jego historii. Działaliśmy na siebie jak lekarstwo. Dzwoniłam do niego: cześć brat, potrzebuję cię tu i za 10 minut siedzieliśmy w furze, paląc szlugi. Tak jakby wystarczało to, że mamy siebie. Obserwowałam jak staje na nogi i wychodzi z najgorszego gówna, jak układa sobie życie i dociera do miejsca, w którym jest teraz. Z dumą patrzył na mnie, jak dzielnie ruszam przed siebie, zostawiając za sobą piekło. Po wszystkich nie umiem go nazwać inaczej niż bratem i nie widzę jego głupiej japy już prawie trzy miesiące- tęsknie nadal mocno!
|