Słowa.
Gryzę, kopię, szarpię się, walcząc ze samą sobą... walcząc jak z wiatrakami.
Płaczę, wrzeszczę, wyrywam włosy, a po chwili ogarnia mnie puste otępienie.
Kładę się na łóżku ze łzami w oczach i ocieram ukradkiem policzki.
Krzyczę w poduszkę i uderzam w nią bez opamiętania, by po chwili upaść bezwładnie, wycieńczona.
Klnę w myślach, zabijam się powoli, wymyślam nowe scenariusze życia.
Chcę się ich pozbyć.
Wyrzucić je z siebie, zdeptać, spalić, rozerwać na strzępy.
Ale nie mogę. Słowa tkwią we mnie jak drzazgi.
Cholerne drzazgi.
Nie mogę.
|