Widziała go. Każdego wieczoru, każdej nocy gdy tylko próbowała zamknąć swe oczy, on pojawiał się znikąd. Można było powiedzieć że zawsze był przy niej,chociaż ciało zdawało się być obolałe i próbowało krzyczeć coś o braku jego rąk, ona zawsze miała go pod powiekami. Nie był jak sen,nie mogła się go pozbyć gdy spojrzała rano w przebijające się między materiałem rolet promienie słońca. Nie znikał jak senna mara. To musiało być coś gorszego, silniejszego. Chciała go,bez wątpienia. Nie wśród czarnych plam w swojej głowie. Pragnęła jego obecności przy porannej kawie i wieczornym prysznicu. Była od niego uzależniona, a w tej chwili przechodziła swój pierwszy detoks.
|