żyłam, myśląc, że w życiu mam wszystko poukładane, że nic już mnie nie zaskoczy. żyłam rutyną, byłam tak przyzwyczajona do codziennych czynności, że byłam w stanie określić co będę robiła za tydzień o danej godzinie. nie uważałam tego za coś złego, uważałam, że taka jest kolej rzeczy, że to normalne. stop. wystarczył moment. impuls. krzyk. pare łez. ciche westchnięcie. zrozumiałam. doszło do mnie jak bardzo nie lubie tej monotonii. że czasami chciałabym robić to na co ja mam ochote. że zaniedbałam własne życie dla kogoś kto mało, że tego nie doceniał, to nawet tego nie zauważał. pękłam. przewróciłam swoje życie do góry nogami. rzuciłam wszystko. wszystko zmieniłam. czułam się wolna, szczęśliwa, a co najważniejsze w końcu czułam się sobą. a nie czyimś cieniem. miałam chwile zwątpienia, przyznaje się, ale przetrwałam. uciekałam wtedy od świata byleby tylko nie cofnąć tego co zaczęłam. słysząc prosze, przepraszam, poprawie się, daj mi szanse, kocham cie, jesteś moim światem, nie potrafię.
|