On po prostu na mnie patrzył, wodząc palcem po mojej szczęce, od brody do ucha, aż zaczynałam się wiercić, czując to lekkie łaskotanie na płatku ucha, potem w jego muszlowych zakamarkach, wzdłuż linii włosów. Ujmował kosmyk, jak wtedy gdy pierwszy raz się całowaliśmy, przesuwał palce na jego koniec i delikatnie pociągał dwa razy, jakby to był sznurek od dzwonka. I mówił: „Jesteś lepsza niż każda książka, lepsza niż wszystko, co można wymyślić”
|