Lech jest w mojej duszy, moje krew jest w niebiesko – białych barwach. Jestem z tego dumna i nie umiem wyobrazić sobie mojego życia bez emocji, towarzyszących kibicowaniu. To pasja, która – jak każda pasja – ma dwa znaczenia. Sprawia, że uśmiecham się i cieszę ze zwycięstw, ale doprowadza też do rozpaczy, gdy widzę fatalną grę i kolejną porażkę. Mimo wszystko, nie potrafiłabym zrezygnować z tego. Ze zdzierania gardła na meczu, z towarzyszeniu piłkarzom w dobrych i złych chwilach, z oglądania transmisji z puszką piwa w ręce i komentowania każdej akcji, ze śpiewania przyśpiewek i tych wszystkich sytuacji na boisku i trybunach, które sprawiają, że mam ciarki na plecach. Lubię nawet zatłoczone tramwaje, które „są nasze i do Lecha należą” i powroty z meczów. Mów, co chcesz, ale jeśli tego nie przeżyłeś, to pojąć tego nie zdołasz. Tej euforii na trybunach, gdy nasi zdobędą gola. Dla tych momentów warto przeczekać gorsze chwile, nawet, gdy zamiast walki widzę na boisku parodię piłki nożnej.
|