stoję na krawężniku, jak wryta. deszcz, moczy mnie do suchej nitki. nie mogę uwierzyć, w kolejny dzień bezsilności, który został mi dany. krzyczę z rozpaczy. przechodni patrzą, na mnie jak na obłąkaną. klęczę z bezradności, czekając na osobę, która podejdzie i przysięgnie mi, że od zaraz, wszystko będzie dobrze.
|