Patrzyłam na jego chwiejną,oddalającą się sylwetkę. Zimny wiatr rozłożył rozpięty płaszcz,otulając ciało przenikliwym mrozem. Stojąc w świetle latarni wyobrażałam sobie,jak podbiegam do niego i rzucam się w ciepłe ramiona. Co mnie powstrzymywało? Duma? Złość? Chwilowa nienawiść? Otarłam policzki od łez wierzchem zmarzniętej dłoni,szeptając jego imię. Ciało drżało z zimna,ale nic nie mówiło mi,że trzeba ruszyć w dalszą drogę. Wypowiedziałam raz jeszcze ulubione imię. Tym razem na tyle głośno,by usłyszał.
|