To nie jest tak, ze zycie kopie Nas za cos. Nigdy nie dostajemy wiecej niz jestesmy w stanie udzwignac, czyz nie? Przeciez w tym wszystkim zawsze jest jakas logika, nawet wtedy, gdy szukamy jej przez lata. Nigdy nie pogodze sie z ta strata, ani strata Ciebie, ani Jej, ani ludzi, ktorych Bog za szybko odebral. A tu wizja kolejnego pozegnania... Wiem, ze to nadejdzie. Wiem, ze nie uciekne od tego nawet na taka odleglosc... Plakalam jak dziecko, gdy powiedzialam, ze nie wyjezdzam, ze zostaje z Nim, ze chce ostatnie miesiace spedzic przy Nim, wylam jak dziecko, gdy mowilam to mezczyznie Mojego zycia, On rowniez plakal... A jednak jestem tutaj, tak daleko od Niego. Kazal mi jechac, teraz, na odleglosc, rozumiem ta decyzje. Ja musze zyc, musze miec perspektywy, musze ulozyc swoje zycie. I choc wiem, ze On umiera, to wciaz oszukuje sama siebie, ze bedzie dobrze, a przeciez nie bedzie... Nic tu nie pomoze tlumaczenie sobie, ze On ma swoje lata, ze ta strata mniej zaboli niz strata Jej, cdn
|