Najlepiej wspominam te chwile, kiedy nasze spotkania dobiegały końca. Stawaliśmy wtedy pod moim płotem, wtuleni, jakbyśmy mieli się już nigdy nie zobaczyć, jakbyśmy mieli utracić możliwość ponownego dotknięcia się, spojrzenia sobie w oczy. Zazwyczaj patrzyłeś wtedy tęsknym spojrzeniem i delikatnie całowałeś mnie w czoło. Czemu własnie to utkwiło mi w pamięci? Bo mimo tego, że wiedziałeś, że spotkamy się jutro, i pojutrze, i jeszcze przez kilka następnych dni, to w głębi duszy obawiałeś się, że mogę zmienić zdanie, że coś pójdzie nie tak. Że nie zdążysz powiedzieć mi tego, co właśnie cisnęło Ci się na język. Że nie jestem świadoma tego, jak ogromne staje się uczucie, którym mnie darzysz. I w końcu, że nie będziesz potrafił znieść chwili, w której od Ciebie odejdę.
|