Nie widziałam go przez jakiś czas. Było dobrze. Wybijałam go sobie z głowy każdego dnia, przynajmniej próbowałam to robić i szło całkiem nieźle. Aż do wczoraj. Kiedy go ujrzałam...coś we mnie odżyło, na nowo. Wciąż mam przed oczami mam jego twarz, na którą niegdyś uwielbiałam się patrzeć, gdy skupiony na boisku starał się dawać z siebie 100 procent. Lub gdy nieśmiało się uśmiechał albo gdy...się poznaliśmy. I znów czuję się zagubiona. I znów nie wiem co mam robić. Jechać tam i mieć nadzieję, że jakimś cudem się spotkamy czy powinnam odpuścić i zająć się tym, co jest ważne. Zająć się sobą i swoim życiem. Dlaczego po raz kolejny tak się dzieję? Kiedy staram się żyć najlepiej jak potrafię i czuję jak przychodzi do mnie szczęście, nagle pojawia się coś, co sprawia, że to wszystko znika w jednej sekundzie.
|