Kiedyś moim marzeniem, czymś nieosiągalnym była normalność... dziś pragnę tylko umrzeć. Bo jedyny, co mi pozostało to nicość, ta zwykła pustka wśród miliona ludzi, każdy o wrogiej twarzy. Czy nazwać Go przyjacielem? Z jednej strony to słowo jest za banalne, a z drugiej nawet na miano skurwysyna nie zasługuje... Nie jestem pewna nawet tego, czy żyję. Po prostu funkcjonuję. Oddycham. Chodzę. Siedzę. Leżę... Nic po za tym. Nic więcej. Absolutne minimum. Bo jedyne co mi zostało to przeszłość. Teraźniejszość nie istnieje, przyszłości nie będzie. Jest tylko to, co było... bo siedzę zamknięta pośród czterech ścian nienawidząc każdej cząstki siebie, która nadal uważa go za przyjaciela, kocha go , kogoś komu trzeba pomóc.
|