Cholernie boli fakt, że wszystko się skończyło. Nie ma już NAS. Tej ekipy, która była w stanie za drugiego pójść w ogień. Ludzi potrafiących ogarnąć się o 3 nad ranem, by pójść do parku, położyć się na górce i gapić w gwiazdy. Nie ma dwudziestoczterogodzinnych imprez i wypadów za miasto na spontanie. A najgorsze jest, że znikła ta nić porozumienia wiążąca nas, ta przyjaźń, która podobno miała być wieczna. /ohyeah
|