Poprosiłam Boga o jakiś znak. Jeden, jedyny znak. Cokolwiek. Coś, co pozwoliłoby mi uwierzyć, że jeszcze może być lepiej. Miałam wrażenie, że mi go dał, nawet kilka, ale nie było to nic konkretnego. Miałam odpuścić, a wciąż się łudzę, ale mam już tego serdecznie dość. Wczoraj poprosiłam Go o to, by pomógł mi wyłączyć wszelkie emocje i uczucia. Ale mnie olał. W sumie nic wielkiego. Jestem już chyba do tego przyzwyczajona.
|