Nie czuję żadnego stresu, niepokoju, strachu. Przy dźwiękach Birdy, tak kojących i odprężających wybieram sobie chwile, chwile szczęśliwe, które zapamiętam do końca życia. Herbata już nie parzy mnie w dłonie. Wystygła. Muzyka cichnie, już jej nie słyszę. Wracam. Otwieram oczy. Łapię powietrze, głęboko w płuca. Uśmiecham się, po raz ostatni. Odkładam kubek w bezpieczne miejsce, żeby nie stłukł się przypadkiem. Zdejmuję skarpety, zdejmuję ciepły sweter, który kocham jak żaden inny. Jeszcze raz odtwarzam znajome melodie. Gaszę światło. Wchodzę na parapet. Refren. Głęboki wdech. Uśmiech. Skok. Długi, uspokajający skok. Koniec. Nie bolało, uśmiech pozostał na zakrwawionej twarzy cz2
|