Już wiosenny, ale jeszcze chłodny wieczór. Mój kochany szeroki parapet, kubek z gorącą owocową herbatą, ciepłe skarpety na stopach i gruby sweter. Siedzę wygodnie a wszystko wokół mnie nabiera nowych barw. Tak cudownych i nierealnych, że boję się oddychać w obawie, że znikną, gdy mocno wciągnę orzeźwiające powietrze do płuc. Melancholijna muzyka gra w głośnikach. Zamykam oczy, odpływam. Nie ma mnie już w tym domu, na tym parapecie, w tym czasie. Wracam do chwil, które już przeminęły i nigdy nie wrócą. Nie jest to jednak sprawiająca ból tęsknota za tamtym czasem, o nie. Mimowolnie uśmiecham się, gdy przypominam sobie momenty spędzone w tamtym miejscach, z tamtymi ludźmi. I jest mi dobrze, tak zwyczajnie spokojnie. cz1
|