Co raz częściej uśmiecham się do żyletki. I nasza relacja z każdym dniem się odmawia. I wiem, że przyjdzie moment, kiedy znowu wezmę ją do ręki i zrobię kilka nacięć na skórze. Nie przeraża mnie już ta myśl. To chyba jedyna rzecz, która mnie nie przeraża. Z każdym nacięciem będę czuła, jak upływa ze mnie ból. Jak wydostaje się z wnętrza mojego organizmu. Jak upływa ze mnie odrobina życia. I wtedy tak naprawdę poczuje się wolna. Choć zniewolona przez mały, niepozorny kawałek stali.
|