i stałam tak przed Twoim domem niepewna Twych uczuć. Żółte światło z kuchennego okna rzucało blask na ciemną już i opuszczoną ulicę. Nie byłam na tyle odważna by zapukać do drzwi. W ręku ściskałam to co mam teraz najcenniejsze. Poszarpana krawędź wbijała mi się w dłoń. Wiatr szarpał moje włosy na wietrze. Założyłam czapkę. Łzy spadały cicho na przydrożną zmarzlinę. Zatraciłam poczucie czasu. "Chodź wracajmy - usłyszałam od niej - On wie...."
|