Uzależnił mnie od siebie. Od swojego uśmiechu. Dotyku. Wzroku pełnego zrozumienia. Słów nasyconych czułością. Nocnych rozmów. Smsów na początek i koniec dnia. Jego obecność była wszystkim czego potrzebowałam. Do szczęścia. Spokoju. Równowagi. Niczego więcej nie pragnęłam. Tylko tego, żeby był. Po prostu. Sprawił, że moje życie miało sens tylko wtedy, gdy był w nim obecny właśnie On. A teraz? Odszedł. Tak po prostu. Z dnia na dzień. Bez słowa. Bez pożegnania. Zniknął tak szybko i niespodziewanie, jak się pojawił. A ja? Ja nadal stoję na tym rozstaju dróg. W miejscu, w którym Nasze drogi się rozeszły. Na zawsze. A co z moim życiem? Nic. Nic się nie dzieje. Wszystko straciło swój sens. Wszystko przypomina o Nim. To boli. Jakby tysiące igieł wbijanych prosto w serce. Kwas przepływający w żyłach przez cały organizm. Ból, którego nie sposób znieść. Ale żyję. Żyję nadzieja, że kiedyś wszystko będzie jak dawniej. I tylko to sprawia, że każdego dnia wstaje i przeżywam kolejny pusty dzień.
|