Tak jakoś zaczynam mieć w glowie jesien. Od kilku dni. Może dwoch lat. Jesien to już nie pora złotych liści, to mniej mnie o pół. Uczę się pokory. Myślałam, że mam jej w sobie dużo. Ale teraz widze, że to nie była nawet malutka cząstka. Oduczyłam się sprzeczać, nie mam siły. Nie mam z kim. Chcialabym umieć rozmawiac, ale tak naprawdę. Żywo. Jak kiedyś. Mam w glowie ciemno. Nie jestem nawet pewna jaki mamy dzień. Bo to mnie najzwyczajniej w świecie nie interesuje. Zresztą - nie interesuje mnie nic. Może tylko to, ze mam całkiem wygodna poduszkę i ciepłą kawę, ewentualnie siedem. Zaczyna sie niebezpieczny ewenement. Powtarza sie rok poprzedni, tak bardzo nie umiem nic zrobić.
|