Czasami jest tak chujowo, że pozostaje mi przyjść z pracy, rzucić bluzą w kąt i otworzyć piwo kładąc się do łóżka. Czasami nie kończy się na piwie, bywa, że to nie wystarcza, wtedy wpada współlokator z butelką Bolsa i pijemy ją na dwóch z gwinta. Patrzę na niego i widzę to samo co u siebie. Ból duszy i serca, stracił swoją damę za którą był w stanie oddać swoje życie. Stracił sens, miłość, motywacje i wole walki. Stracił to co było mu najbliższe. Wtedy chwytam go za ramię, symbolicznie okazując swoje wsparcie i uśmiecham się szczerze tłumacząc mu, że nie jest sam a życie toczy się dalej i nie raz stanie na jego szczycie by sięgnąć po upragnione szczęście. Również chwyta mnie za ramię i czuję że mam kompana w odwiecznej walce o przetrwanie złych chwil. Patrzy na mnie i smutek zamienia się w śmiech, wie, że mówię szczerze ale sam w te słowa nie wierzę. Ma świadomość tego że upadłem i przegrałem, że przegrałem swoje istnienie bez chęci ruszenia na przód.
|