Stoję na przystanku autobusowym i zamarzam, pomimo bluzy z grubym kożuchem i wełnianych rękawiczek. Przechodzą mnie chłodne dreszcze dodatkowo powodując szczękanie zębów. Z nosa cieknie mi katar, a w oczy uderza mi mroźny wiatr, który sprawia, że po zlodowaciałych policzkach spływają mi łzy. Ich ciepło zostaje szybko zagłuszone przez kolejne porywy wiatru. I wtedy, gdy myślę, że już gorzej być nie może.. nadjeżdża autobus. A cała, czarna woda z kałuży ląduje na moich spodniach, gdy koła uderzają w jej taflę. Przychodzę zmarnowana do domu i idę do łazienki, gdzie odkręcam zimną wodę i wkładam pod nią zmarznięte dłonie. Powstrzymując się od krzyku próbuję wytrzymać to parzące odczucie. I właśnie w takich momentach żałuję, że nie mogę być odporna na zimno. Bo nawet zwykły powrót do domu potrafi zepsuć mój nienaganny humor. | zagubiona_dusza
|