I leżę na kamieniach w jakimś porąbanym lesie. Przez chwilę zastanawia się jak wstać. Wstaje. Przewracam się. Powtarzam próbę, upadam, podnoszę się, ląduje na ryju, i tak jeszcze przez chwilę aż do końca nie ogarnę, że nie dam rady... I leże na kamieniach w jakimś porąbanym lesie... Słyszę głosy. Wiem do kogo należą, znam ich właścicieli. Chcę się odezwać ale nie do końca wiem jak to zrobić. Mówię. W żadnym stopniu poprawnie. Całkowicie nie tak uczyli mnie w szkole. Ale nie nauczyli mnie tam niczego co właśnie robię. Mówię. Nie wiem o czym ale nie chce siedzieć cicho. Mówię. Śmieją się za mnie. Czuje się dobrze. Obserwuje ten cały świat przez butelkę po czystej. Widzę w niej też jego. Pijanego, upalonego chłopca z kompleksami. Jeszcze chwila. Sekunda a rzucę się na niego... To on zaprowadził mnie na dno, a mimo to, tak bardzo go pragnę... Ale przecież nie jestem taka zła. Nie stoczę się przez te arę imprez. Mam zbyt dobrych znajomych. Jeszcze parę godzin a wrócę do domu.
|