Ciedziała skulona na podłodze. Patrzyła pustym wzrokiem w porozrzucane po pokoju fotografie. Na ich miłość uwiecznioną na kawałku papieru. Świadomość, że już nigdy na niego nie spojrzy, że nigdy więcej nie zobaczy tych ciemno-grafitowych tęczówek, raniła ją tak mocno, że czuła od środka rozdzierający ból. Dlaczego tak jest, że każdy z czasem odchodzi? Nawet, kiedy zapewnia, że kocha? Że będzie już zawsze obok? Właśnie kończyła pić trzecią butelkę białego wina, które dotychczas piła z nim, siedząc wieczorami w milczeniu. Tak bardzo uwielbiała jego cień, rzucony na jej jaśminowe ściany, tak bardzo kochała patrzeć w jego ogromne oczy, odbijające płomienie świec. kochała go całego. A teraz? Po prostu odszedł. Ilość alkoholu, który wypiła, przypomniała o swoim istnieniu. Zapłakana, usnęła. Wtedy w drzwiach stanął on. Miał przekrwione oczy i trzydniowy zarost. Usiadł koło niej, wtulił się w jej włosy. - nie potrafię bez Ciebie żyć, aniołku... - wyszeptał.
|