[część 1] Pamiętam jak jeszcze z rok temu, kilka miesięcy przed tą moją magiczną 18 - nastką przy każdej kłótni z rodzicami krzyczałam im prosto w twarz, że jak już będę dorosła to się od nich wyprowadzę, że zamieszkam sama z dala od nich i ich problemów. Czekałam jak głupia na te cholerne urodziny, żeby móc uciec od nich, a raczej od świata, który mnie nienawidził. I wiecie co? Przyszedł luty, a razem z jego końcem moje 'upragnione' urodziny.. Pamiętam doskonale.. Mama była kilka tysięcy kilometrów ode mnie, od nas. Nie zadzwoniła. Nie złożyła życzeń. Wysłała kartkę. Zwykłą kartkę ze zwykłym 'wszystkiego najlepszego'. Tsaa. Coś we mnie pękło wtedy. Dzwoniła do ojca. Nawet nie poprosiła mnie do telefonu. Czułam się niepotrzebna, niechciana. Nie, nie potrafiłam ich znienawidzić. W końcu to byli rodzice, ludzie, którzy mnie wychowali.. I tak z dnia na dzień, złość mnie przeszła.. Przyszedł kwiecień, a razem z nim decyzja ojca, że wyjeżdża do matki.. | refleksja
|