cz.1 Jest mi tak cholernie smutno. Tak ogromnie źle kiedy budzę się ze świadomością , ze nie mam już niczego. Moje szczęście zostało kilkadziesiąt kilometrów stąd,układa sobie życie na podstawie scenariusza , z którego wykreślono moją rolę. Gdy tylko przypomnę sobie jego męskie ,mocne rysy na buźce z moim ulubionym trzydniowym zarostem. Pamiętam,że nosił go tylko dla mnie. Jego zielone oczy kontrastowały z ciemną karnacją i ciemnymi jak heban włosami. Jego przenikający aż do wnętrza ciała , łaskocący najczulsze nerwy głos. Jego bliskość i ramiona, w których czułam się jak w najbezpieczniejszym azylu świata. Najbardziej paradoksalna rzecz w tym całym opisie? Kiedy codziennie jego głowa spoczywała spokojnie koło mojej na poduszce we wspólnym łóżku wydawał się być taki zwyczajny. Dopiero kiedy dotarło do mnie ,że już nigdy nie złapie mnie za rękę kiedy w zimę będę jeździć na lodowisku w wypożyczonych za dużych łyżwach z piskiem strachu na ustach. Nie ogrzeje już moich zziębniętych dłoni
|