I gdy powiedzieli że odzyskał przytomność, że wybudził się ze śpiączki, uradowana skierowałam się do szpitala. Byłam taka szczęśliwa że mogę znowu usłyszeć jego głos. Szkoda że nie wiedziałam wtedy że los lubi dawać przedstawienie. Rzuciłam mu się w ramiona ' nie płacz idiotko, żyje' powiedział to z taką lekkością ' tęskniłam, bałam się, że' - ' Oj daj spokój, nie mógł bym odejść bez pożegnania' przerwał mi całując w głowę ' nawet z pożegnaniem nie możesz odejść' odezwałam się po długim na myślę ' chciałbym' rzekł, jedno słowo a tak mocno zabolało ' będziesz żyć, rozumiesz! A teraz idę po kawę' uśmiechnęłam się i zostawiając go na chwilę, wróciłam z kawą w ręku ' Kocham Cię' wyszeptał, nie wiem kiedy mnie wyprowadzili z sali, koło niego stało mnóstwo lekarzy, jego ciało wznosiło się i upadało. Po jakimś czasie opadło i już się nie podniosło. Leżał po drugiej stornie drzwi, martwy. Potem już nic nie pamiętam. Doszło to do mnie dopiero po tym jak zamykali jego ciemną trumnę ...
|